Wbrew wcześniejszym przewidywaniom do poniedziałkowego rana nie uda się zakończyć odwiertu, wykonywanego w ramach akcji poszukiwawczej dwóch górników zaginionych 18 kwietnia po wstrząsie w kopalni Wujek.
Choć do wywiercenia brakuje jeszcze tylko ok. 25 metrów, na ostatnim etapie wiertnica pracuje wolniej niż dotychczas, pokonując ok. 1,5 metra na godzinę. Jeśli takie tempo zostanie utrzymane, odwiert powinien być gotowy nocą. Po wykonaniu całego otworu 1050 m pod ziemię ma być opuszczona kamera.
Rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego Wojciech Jaros przekazał, że przed godz. 8 świder był na poziomie 1023,5 metrów. "Teraz pracuje powoli, ostrożnie, postęp wiercenia to średnio około 1,5 metra na godzinę. Odwiert wszedł do strefy wpływów, jakie eksploatacja węgla poniżej wywarła na skały. Mogą tam występować mikrospękania, szczeliny. Nie wiemy, jakie mogły być następstwa wstrząsu z 18 kwietnia" - wskazał Jaros.
Rzecznik dodał, że firma wykonująca wiercenie potwierdziła problemy techniczne z silnikiem wgłębnym wiertnicy. "Podała, że obecna prędkość wykonywania odwiertu jest dobrana z uwagi na skuteczność wiercenia, zminimalizowanie ryzyka kolejnych przestojów oraz konieczność utrzymania pionu" - wyjaśnił Jaros.
Prowadzona od kilkunastu dni akcja ratownicza jest następstwem wstrząsu w tzw. ruchu Śląsk (części kopalni Wujek znajdującej się w Rudzie Śląskiej), do którego doszło 18 kwietnia. Wstrząs był skutkiem odprężenia górotworu na głębokości ok. 1050 m. Z zagrożonego rejonu wycofano pracowników; dwóch górników przebywających w zagrożonym rejonie nie zgłosiło się.
Wstrząs spowodował ogromne zniszczenia w wyrobisku, m.in. jego znaczne zaciśnięcie i wypiętrzenie podłoża. Zmierzający po górników ratownicy posuwali się bardzo wolno, przebijając się przez rumowisko skalne i zniszczone części maszyn. Zapadła decyzja o drążeniu nowego chodnika, który pozwoli dotrzeć do zaginionych, jak również o wykonaniu pionowego odwiertu z powierzchni, który umożliwi szybsze sprawdzenie niedostępnego rejonu.
Wykonywany przez wiertnicę otwór powinien wycelować w okolicę skrzyżowania chodnika podścianowego i przecinki (czyli wyjścia ze ściany). W tamtym rejonie z dużym prawdopodobieństwem mogą znajdować się poszukiwani. Ze względu na zabudowane w ścianie i wokół niej urządzenia to też jedyne miejsce, gdzie jest możliwość dowiercenia się. Po zakończeniu prac przy odwiercie, ratownicy zamierzają tą drogą opuścić na dół kamerę, ewentualnie wodę i żywność.
Z czwartku na piątek w kopalni przeprowadzono próbę opuszczania kamery na głębokość ponad kilometra (w szybie). Próba okazała się udana. Urządzenie zostało specjalnie skonfigurowane dla potrzeb tej akcji. Część wizyjną kamery pokryto specjalną powłoką hydrofobową, która minimalizuje skutki zabrudzenia obiektywu. Szerokokątny obiektyw podświetlony światłem podczerwonym wyposażono dodatkowo w rejestrator dźwięku. Urządzenie opuszczone na głębokość 1050 m zapewniło podgląd i rejestrację obrazu wysokiej jakości w czasie rzeczywistym, co jest kluczowe przy akcjach ratunkowych.
Z każdą dobą o kolejne metry posuwa się też kombajn drążący podziemny chodnik. W poniedziałek rano dotarł do 278,5 metra od punktu przyjętego jako "zero" - podał Jaros.
Wstrząs i akcja ratownicza wyłączyły jedną ścianę z wydobycia. Ruch Śląsk wydobywa obecnie węgiel na dwóch ścianach - na głębokości 865 m i 1050 m. Analizą wypadku zajmie się zespół doradczo-opiniodawczy powołany w czwartek przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego (WUG). Według WUG akcja ratownicza zapewne przejdzie do historii polskiego górnictwa jako jedna z najtrudniejszych. Wstrząs był odczuwany w promieniu kilkudziesięciu kilometrów, odpowiadał 4,2 stopnia w skali Richtera.