– Jak się zdarzy, że nie umiem rozwiązać trudnego zadania domowego, na pomoc przychodzi mi cała rodzina – opowiada 13-letnia Elżunia Świerad. – Nawet jeśli nie potrafią mi pomóc, to lepiej mi się myśli.
Wramach wsparcia przybiega nawet 4-letnia Basia i maluje Elżuni coś w zeszycie, w najmniej odpowiednim miejscu – śmieje się tata Marcin. Uważa, że mają szczęście, że jest ich sześcioro – rodzice plus cztery córki: 15-letnia Helenka, 13-letnia Elżunia, 10-letnia Zosia i 4-letnia Basia. – Kiedy ktoś z nas zapomni, jak trzeba żyć, mamy tyle osób, żeby mu na to zwróciły uwagę. Marcin jest lekarzem, kawalerem Zakonu Maltańskiego, założycielem Pomocy Maltańskiej na Śląsku, zasiada w radzie jednej z fundacji maltańskich, działa w Archidiecezjalnej Radzie Duszpasterskiej, jest członkiem kilku stowarzyszeń, ale bez zastanowienia mówi, że to tylko środki niezbędne do osiągnięcia celu. – Rodzina, zakon, inne organizacje to wspólnoty prowadzące do Pana Boga – podkreśla. – A najważniejszy jest właśnie On. Dał nam życie i trzeba Mu ufać. Kiedy wypuszczamy dzieci na ulicę, moglibyśmy się o nie bać, ale gdy zaufamy Opatrzności, przestajemy się lękać. Często się mówi: „Ważne jest nasze dzieło”. Ale ono nie może stać się naszym bożkiem. To Bóg się o nie troszczy. Uczył Marcina kiedyś założyciel Wspólnoty Dobrego Pasterza o. Ryszard Sierański: „Jak dzieło się rozleci, to wtedy nie zostaje ci nic. A tak to zawsze masz Boga”. – Jak się kocha Pana Boga, to jest się lepszym dla rodziny – bardzo poważnie włącza się do rozmowy Zosia. Mama Ilona bierze na kolana najmłodszą Basię i pyta: – Kto nas kocha najbardziej na świecie? – Pan Bóg! – córeczka odpowiada z wyrozumiałym uśmiechem, jakby trochę zdziwiona, że każą jej o tym przypominać. Przecież to się wie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych