Teddy Houlston żył zaledwie 100 minut, a zdążył uratować życie innego człowieka.
Sprawa chłopczyka, który zmarł krótko po urodzeniu i stał się najmłodszym dawcą organów w historii, poruszyła miliony ludzi. Cała historia miała miejsce rok temu, ale dopiero teraz została ujawniona.
Rodzice: Jess Evans i Mike Houlston dowiedzieli się, że jeden z bliźniaków, na których urodzenie czekali, ma poważną wadę: jego mózg i czaszka nie rozwijały się. Powiedziano im, że albo umrze jeszcze przed urodzeniem, albo krótko po porodzie. Proponowano aborcję. Nie zgodzili się. Mówili, że każda minuta z nim będzie dla nich ważna. Pozwolili chłopcu przyjść na świat.
Żył sto minut i został najmłodszym dawcą organów w historii. Pobrano jego nerki i zastawki serca. Rodzice cieszą się, że krótkie życie ich dziecka, pomogło uratować kogoś innego. Mówili, że przyjęli go na świat bez nadziei, że przeżyje, ale teraz są bardzo dumni z syna. Wierzą, że ich postawa zainspiruje innych do podobnego postępowania. „Bardzo nam pomaga to, że wiemy, iż jego życie kogoś uratowało, a lekarzom umożliwiło realizowanie transplantacji od nowonarodzonego dawcy” – powiedziała mediom Jess Evans.
Jak piszą brytyjskie media, transplantacje organów od noworodków są możliwe, ale nie przeprowadza się ich raczej, a nawet nie proponuje rodzicom. Specjaliści natomiast wierzą, że takie zabiegi będą powtarzane. Rok po śmierci Teddy’ego biorca, który żyje z jego nerkami, ma się dobrze.
jad /The Guardian