Kiedy mówimy „Jezus Chrystus”, traktujemy często słowo „Jezus” jako imię, a „Chrystus” jako nazwisko. Tymczasem słowo „Chrystus” (hebrajskie „Mesjasz”) oznacza „namaszczony”. Ono kryje prawdę o Duchu Świętym.
Na ogół z Osobą Ducha Świętego kojarzymy Jego zesłanie w dzień Pięćdziesiątnicy. Tymczasem, jak mocno podkreśla Benedykt XVI, „największym dziełem Ducha Świętego w historii jest wcielenie Syna Bożego”. I dodaje: „Nawet sam dzień Pięćdziesiątnicy nie mógł przynieść nic większego”. Dzieło Ducha Świętego musimy więc koniecznie zawsze wiązać z Jezusem Chrystusem. W ziemskiej historii Syna Maryi od początku widzimy działanie Ducha Świętego. Kiedy św. Piotr w Dziejach Apostolskich rozpoczyna głoszenie Dobrej Nowiny, mówi: „Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg NAMAŚCIŁ Duchem Świętym i mocą” (10,38). Słowa: „namaścił Duchem Świętym” są tutaj kluczowe. One oznaczają mesjańską godność oraz misję Jezusa, wskazują, że Duch Święty działał od początku „razem” z Nim. Zwrócenie uwagi na więzi łączące Jezusa i Ducha Świętego nie jest bynajmniej teologiczną abstrakcją oderwaną od życia. Oderwanie pneumatologii (nauki o Duchu Świętym) od chrystologii (nauki o Chrystusie) prowadzi do fałszywej eklezjologii (nauki o Kościele). Wiem, brzmi to dość trudno. Proszę się nie zrażać i nie przerywać czytania. Zdrowa teologia (czyli prawda) jest zawsze fundamentem i natchnieniem dla życia pojedynczych chrześcijan i wspólnoty Kościoła.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz