Ideologiczna jazda na rowerze może zaszkodzić Tobie i osobom w Twoim otoczeniu.
20.04.2015 10:28 GOSC.PL
Dwa kółka uchodzą dziś za symbol społecznego postępu i ekologicznej walki z uprzemysłowieniem. Czym kiedyś były marsze pierwszomajowe (zanim stały się oficjalnym i obowiązkowym wyrazem przywiązania obywateli do ideałów socjalizmu), tym dziś jest Masa Krytyczna. Komunizm to władza radziecka plus roweryzacja – rzekłby pewnie dziś Lenin. Zwłaszcza, że przy odrobinie inwencji można by pedałując wyprodukować także nieco prądu.
Niedawno z kolegą, z przekonań awangardowym konserwatystą, doszliśmy do wniosku, że nasze transportowe przyzwyczajenia mogą mieć także drugie dno. Jadąc na rowerze dokonujemy pokojowej inwazji na siatkę pojęciową przeciwnika ideologicznego. Zresztą nie my pierwsi. Tak jak Jan Paweł II oswoił marksistowskie pojęcie alienacji, a republikańska prawica głośno i otwarcie piętnuje panoszący się w Polsce neokolonializm, tak my kradniemy rowery na Placu Zielonym. Zresztą, nie my jedyni – przykładowo Tomasz Terlikowski także pomyka jednośladem po stolicy, co jest wystarczającym dowodem na to, że cyklista to hamulcowy nieuchronnego postępu. Gdyby można było jeszcze jeździć tyłem, rower byłby świetnym symbolem wstecznictwa.
Takie rozważania prowadzą jednak w ślepą uliczkę, bowiem ideologiczna jazda na rowerze zwyczajnie się nie sprawdza. Pierwszy przykład z brzegu: Całkiem przypadkiem tuż przed wyborami samorządowymi przy ul. Zamojskiej w Lublinie pojawiła się ścieżka rowerowa. Nie zaznajomionym z topografią Koziego Grodu (czyli prawdopodobnie większości czytelnikom tego tekstu) wyjaśnię, że jest to dość zatłoczona ulica w centrum miasta. Ścieżka pojawiła się z dnia na dzień, po prostu na chodniku domalowano sporej wielkości symbole rowerów, a na ulicy odpowiednie linie. Niby świetnie, problem w tym, że ścieżką nie da się przejechać nie łamiąc albo prawa – albo nóg. Zabawa zaczyna się na chodniku, bo piesi od miesięcy nie przyjęli do wiadomości, że symbol roweru to nie ozdoba. Z kolei jadąc asfaltem trzeba uważać na włączające się w ruch samochody, parkujące wzdłuż ulicy. Jeśli dodamy do tego, że z obu stron jezdni ścieżka częściowo pokrywa się z zatoczką dla autobusów, korzystanie z niej staje się niezapomnianą przygodą.
Jak reaguje ideolog? Gdy autobus zatrzyma się przed legalistycznym konserwatystą, ten ze stoickim spokojem stanie za nim, delektując się zapachem spalin. Socjalista mógłby właściciela pojazdu zwyczajnie wywłaszczyć i przestawić wehikuł w inne miejsce: problem w tym, że autobusy należą do spółki miejskiej, więc takie rozwiązanie byłoby z punktu widzenia doktryny grabieżą wspólnej własności. Na pozór najbardziej rozsądnie zachowałby się anarchista, po prostu wjeżdżając na chodnik. Niestety tłoczący się na przystanku pasażerowie z reguły nie chcą ustąpić i zamiast zejść na jezdnię uparcie okupują bruk.
Stąd nauka jest dla Żuka: Zanim ruszy się z pędzlem w miasto, warto wcześniej ruszyć głową. A dla ideologów – łapy precz od rowerów. One są dla wolnych duchów, które wymykają się wszelkim szablonom. Ostatecznie, jeśli kogoś krępują ideowe konotacje dwóch kółek, może korzystać z nich ironicznie. W ten sposób sprawi radość i sobie, i obserwującym to bliźnim.
Stefan Sękowski