Iran okazuje się bardziej przewidywalnym państwem niż sojusznik Zachodu Arabia Saudyjska. Zagrożenie dla pokoju na Bliskim Wschodzie płynie również z kraju Saudów.
Iran i Syria stanowią największe zagrożenie dla stabilizacji i pokoju nie tylko w regionie, ale i na całym świecie. Ta powtarzana jak mantra propagandowa zbitka weszła w obieg publicystyczny i dyplomatyczny na Zachodzie i w części świata muzułmańskiego i funkcjonuje właściwie do dziś. Niektórzy nie zauważyli widocznie, że w tym czasie jeden z tych groźnych krajów, Syria, znalazł się w totalnej rozsypce na skutek inwazji bojówek terrorystycznych, nie tylko rekrutujących się z wielu „przewidywalnych” sąsiednich krajów muzułmańskich, m.in. Arabii Saudyjskiej czy Kataru, ale też wspieranych finansowo przez ich – przewidywalne – władze. Poza tym nie zauważono, że sąsiadująca z Syrią, równie przewidywalna Turcja w ostatnim czasie zamknęła granicę dla chrześcijan uciekających przed owymi bojówkami, rozsadzającymi ich ojczyznę, jednocześnie swobodnie przepuszczając terrorystów z Państwa Islamskiego, które opanowało jedną trzecią Iraku i coraz lepiej radzi sobie w Syrii. Drugi element „osi zła”, Iran, całkiem niedawno okazał się partnerem, z którym można dogadać się w sprawie prowadzonego przez niego programu atomowego. Oczywiście sam Iran jest rozmowami bardzo zainteresowany, choćby z powodu ciążących na nim sankcji gospodarczych. Zachód z kolei porozumieniem z Iranem chce utrzeć nosa Rosji (nawet jeśli ta w negocjacjach uczestniczyła), która boi się kolejnej obniżki cen ropy przez wpuszczenie na rynki irańskich zapasów surowca. Dlaczego dotąd Zachód, głównie Stany Zjednoczone, wykluczał porozumienie z krajem ajatollahów? I czy można ufać władzom w Teheranie, przekonującym, że ich program atomowy ma charakter pokojowy?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina