Dziennikarz GW przekonuje, że ofiary katastrofy z 10 kwietnia 2010 leciały na „imprezę wyborczą PiS”.
12.04.2015 00:29 GOSC.PL
W 5. rocznicę katastrofy smoleńskiej w trójmiejskiej „Gazecie Wyborczej” ukazał się wywiad z Mirosławem Rybickim – bratem Arkadiusza Rybickiego, posła Platformy Obywatelskiej, który wówczas zginął. Przeprowadzający rozmowę Roman Daszczyński nie tylko próbuje dowiedzieć się, co o tym tragicznym wydarzeniu sądzi bliski zmarłego, ale także przedstawić czytelnikom swoją wizję katastrofy. Konkretnie – usiłuje wtłoczyć nam do głów, że wszystko by się nie wydarzyło, gdyby nie ambicje polityczne Prawa i Sprawiedliwości.
Kilka wypowiedzi dziennikarza zawiera kłamliwe sugestie. Np. taka: „Zginęła głowa państwa, ważna osobistość naszej polityki, która walczyła o reelekcję, wszystko działo się przecież w trakcie kampanii wyborczej”. Nie, nie działo się – tupolew roztrzaskał się o smoleńską ziemię w kwietniu, wybory miały odbyć się na jesieni. Nie był jeszcze nawet znany ich termin. Oczywiście prezydenta Lecha Kaczyńskiego czekała w bliskiej przyszłości walka o reelekcję, ale jeszcze nie trwała – chyba, że uznajemy, iż kampania wyborcza to czas między jednymi wyborami a drugimi. Jednak inne pytanie wręcz wyrywa z butów: „Dlaczego Aram, poseł Platformy Obywatelskiej, wybrał się w podróż do Smoleńska, skoro wiadomo było, że to impreza wyborcza PiS?”.
Wątpię, by Izabela Jaruga-Nowacka, Jerzy Szmajdziński czy Sebastian Karpiniuk lecieli do Katynia (nie do Smoleńska!) po to, by pomóc PiSowi w walce partyjnej. Nie znamy i nigdy nie poznamy motywacji poszczególnych uczestników feralnego lotu. Być może jedni wybrali się w podróż z poczucia dyplomatycznego obowiązku, inni z autentycznego przeżywania tej konieczności. Wszystkich łączyło jednak przeświadczenie, że 10 kwietnia, 70 lat po zbrodni katyńskiej, po prostu muszą być tam, gdzie NKWD wymordowało tysiące przedstawicieli polskiej elity. Istniał zażarty nawet spór o to, czy powinny się tam odbyć dwie, czy jedna uroczystość, ale nikt nie miał wątpliwości, że w wydarzeniu, któremu patronował Prezydent RP, mają wziąć udział przedstawiciele szeregu instytucji państwowych. Także parlamentarzyści – od prawa, do lewa, od posłów i senatorów PiS po przedstawicieli niechętnych Lechowi Kaczyńskiemu Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Platformy Obywatelskiej.
Winston Smith, główny bohater słynnej powieści George’a Orwella „Rok 1984” pracował w Ministerstwie Prawdy, odpowiedzialnym za fałszowanie historii w celu kształtowania świadomości obywateli Oceanii. Miałem wrażenie obcowania z notką informacyjną spreparowaną przez pracownika Miniprawdu, czytając o „imprezie wyborczej PiS” mającej odbyć się na grobach pomordowanych jeńców wojennych. Nie dajmy sobie wcisnąć kitu, że taka miała mieć miejsce. Z szacunku dla prawdy i dla ofiar katastrofy. Lecha Kaczyńskiego, Arama Rybickiego, Jolanty Szymanek-Deresz i innych.
Stefan Sękowski