NIK chce, by zakup systemu informatycznego obsługującego wybory samorządowe zbadały prokuratura i służby specjalne. Coraz trudniej wierzyć w rzetelność elekcji.
31.03.2015 13:11 GOSC.PL
Najwyższa Izba Kontroli ogłosiła część raportu dotyczącego kontroli w Krajowym Biurze Wyborczym. Wyniki są druzgoczące. Wygląda na to, że KBW w ogóle nie zdawało sobie sprawy z tego, jak istotny dla procesu wyborczego jest system informatyczny obsługujący liczenie głosów. Nie rozpisało przetargu na system, który pasowałby do różnego rodzaju wyborów, a gdy zaczęły zbliżać się wielkimi krokami wybory samorządowe, przetarg rozpisano zbyt późno. Nie postawiono w nim żadnych szczególnych warunków prócz cenowego. W efekcie firma odpowiedzialna za system dostarczyła wadliwe oprogramowanie, zaś jeden z błędów naprawiono dopiero w dniu wyborów. Efekt był taki, że tuż po wyborach system się „posypał”, w związku z czym doszło do cyklu pomyłek i kilkudniowego opóźnienia ogłoszenia ostatecznych wyników wyborów.
NIK chce, by sprawę zbadała prokuratura. Może przy zakupie oprogramowania doszło do korupcji? Co istotne, swój raport wysłała także do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ponieważ wykryte błędy dawały możliwość dostępu do systemu osobom z zewnątrz. Choć NIK nie stwierdziła takich przypadków, mogło się zdarzyć, że osoby do tego nieuprawnione mogły manipulować przy wynikach. KBW nie jest w wystarczającym stopniu przygotowana od strony informatycznej do wyborów prezydenckich, w związku z czym zalecają ich przeprowadzenie bez szczególnego wsparcia informatycznego. W skrócie: ręcznego podliczania głosów oddanych w poszczególnych komisjach wyborczych.
W demokracji wybory traktowane są jak święto. Ileż to razy słyszałem, że głosowanie to obywatelski obowiązek i że kto nie wrzuci karty do urny, ten nie ma prawa narzekać. Problem w tym, że zbagatelizowanie wagi systemu informatycznego przez KBW dołącza do faktów, które świadczą o nierzetelności przeprowadzania wyborów – wśród których prym wiedzie wysoki odsetek nieważnych głosów, zwłaszcza, zapewne przypadkowo, tam, gdzie dużym poparciem cieszyło się Polskie Stronnictwo Ludowe. A potem politycy biadolą nad frekwencją – tak jakby to przez wyborców i osoby świadomie odmawiające udziału w wyborach były winne temu, że wiara w „cuda nad urną” staje się coraz bardziej powszechna.
Stefan Sękowski