Wśród spłoszonych zielonoświątkowców odmówiliśmy „Zdrowaś Maryjo”. Pokazaliśmy, kto tu rozdaje karty.
23.03.2015 08:15 GOSC.PL
Przed kilkunastu laty nasza wspólnota trafiła do zielonoświątkowego zboru Betania na spotkanie z Davidem Wilkersonem autorem „Krzyża i sztyletu”. Gdy prowadzący modlitwę zaproponował, by wszyscy podeszli pod scenę, by oddać chwałę Bogu, wstaliśmy i my. Stanęliśmy obok kilkudziesięciu chrześcijan różnych wyznań i… odmówiliśmy „Zdrowaś Maryjo”. Zapamiętałem spłoszony wzrok tych, którzy stali obok.
Osiągnęliśmy zamierzony efekt. Daliśmy czytelny komunikat. Pokazaliśmy, kto tu rozdaje karty. W którym Kościele jest pełnia środków zbawczych. Który modli się od 2 tysięcy lat, a który dopiero raczkuje. Który jest świętym, rzymskim, apostolskim, a który…
Dlaczego przywołuję tę historię? Przypomniał mi o niej po latach sam Bóg w czasie modlitwy wspólnoty. Usłyszałem Jego skargę. Przeprosiłem za ten szczeniacki gest. Czułem, że zraniliśmy Jego serce. Dlaczego nie odmówiliśmy wówczas „Ojcze nasz”, by trwać w jedności z innymi braćmi? Co chcieliśmy udowodnić? „Kto się wywyższa, będzie poniżony”.
Pastor Kazimierz Barczuk od lat pracujący z ocalałymi z Holocaustu ma rację: czasami warto usiąść i zapytać o to, jakie marzenia, pragnienia ma sam Bóg. Zapytać, co Jemu sprawi radość. To zazwyczaj skuteczny lęk na nasze uprzedzenia, kompleksy i zahamowania.
Gdy opowiadałem kiedyś Andrzejowi Sionkowi o tym, że kilka razy „sparzyliśmy się” na różnych ekumenicznych próbach zbliżenia, odpowiedział krotko: „Ktoś musi sobie pozwolić na komfort zranienia”. – Jeżeli nie będzie jedności Kościoła to nas po prostu nie będzie – powiedział również – Stracimy rację naszej zasadniczej misji, do której zostaliśmy powołani: „abyśmy byli jedno”. Po co? Po to, „by świat uwierzył”. Po co światu podzielony, popękany Kościół?
Marcin Jakimowicz