Wywiad-rzeka „Ochojska. Świat według Janki” to książka miejscami bulwersująca. Tym cenniejsza, że o trudnych sprawach związanych z działalnością organizacji humanitarnych mówi osoba, której zasługi w dziedzinie pomocy humanitarnej są niepodważalne.
12.03.2015 13:05 GOSC.PL
Joanna Ochojska, założycielki i prezes Polskiej Akcji Humanitarnej, w rozmowie z Marzeną Zdanowską opowiada oczywiście o działaniach swojej organizacji, ale nie tylko. Doświadczenia jakie zebrała przez lata niosąc pomoc uchodźcom i ofiarom katastrof naturalnych, o których możemy przeczytać w książce, stały się punktem wyjścia do głębszej refleksji nad potrzebą zmian w całym systemie pomocy humanitarnej na świecie. Wytykając niedociągnięcia i błędy Ochojska nie podważa znaczenia działalności organizacji pomocowych, zależy jej przede wszystkim na poprawie efektywności ich działania.
Wśród wielu poruszonych wątków jednym z najważniejszych jest kwestia utrzymywania przez lata dużych obozów dla uchodźców. Ochojska uważa, że przebywający w nich uchodźcy zatracają swoja tożsamość i przywiązanie do miejsca pochodzenia, dlatego trzeba im ułatwić jak najszybszy powrót do domu. Pyta czemu służy utrzymywanie obozów dla Palestyńczyków do czego została powołana w 1949 roku specjalna agenda ONZ, która poza Palestyńczykami zatrudnia obecnie około 30 tys. dobrze opłacanych ludzi z państw zachodnich. „Obawiam się tylko, ze zbyt wielu osobom zależy na zachowaniu pozorów, że te obozy muszą koniecznie istnieć dalej.” – mówi Ochojska. Porusza również problem związany z finansowaniem działalności pomocowej przez UE I UNICEF, czy inne organizacje międzynarodowe. PAH korzysta z tych funduszy, ale większość jej środków pochodzi z wpłat indywidualnych.
Prezes PAH ma bardzo złe zdanie o tzw. wojskowych misjach stabilizacyjnych nazywając je bez ogródek misjami destabilizacyjnymi. Zdaniem Ochojskiej niewłaściwie udzielona pomoc może przynieść więcej szkody niż pożytku. Podaje przykłady chybionych działań w tej dziedzinie. Polskie Ministerstwo Obrony Narodowej w 2010 roku wydało np. 200 tysięcy złotych na zakup około dziesięciu ton promocyjnych krówek owiniętych w papierki moro. Cukierki miały zapewnić wojsku przychylność miejscowych mieszkańców w Afganistanie. Środki te pochodziły z funduszy na rozwój rozdzielanych przez MSZ, a nie z MON. Były to środki zarezerwowane w budżecie na pomoc rozwojową i humanitarną. Ochojska ma wątpliwości, ile z tych środków okazało się prawdziwą pomocą dla mieszkańców tego kraju i ile kosztowały działania „humanitarne” wojska. W swojej książce porusza wiele innych problemów, o których rzadko się mówi. Rozbija także wiele funkcjonujących mitów związanych z tą działalnością.
Nie ze wszystkim co mówi Ochojska można się zgodzić. Chociażby z twierdzeniem, że „większość misji religijnych w Afryce udziela pomocy społecznościom, które chodzą do kościoła. Pomoc jest tam bardzo ściśle związana z ewangelizacją”. W Afryce działa wiele misji różnych wyznań chrześcijańskich, w tym katolickich. Łatwiej z oczywistych względów uzyskać pomoc mieszkańcom będącym bliżej parafii, ale nie zdarza się, by katoliccy misjonarze czy siostry odmówili komuś w potrzebie uzależniając pomoc od religii. Trudno zgodzić się ze stwierdzeniem, że przemoc w działalności muzułmanów to jednak „przypadki działalności przestępczej, którą tylko przedstawia się jako motywowaną religijnie”. Wbrew temu co pisze Janina Ochojska porównanie zbrodni islamistów z tym „co się dzieje w kręgu religii i kultury chrześcijańskiej, to też natknęlibyśmy się na straszne zbrodnie, może nawet obcięcia głowy…” jest zupełnie chybione. Nie znam chrześcijańskiej organizacji nawołującej do obcinania głów muzułmanów.
Edward Kabiesz