Feminizm w wydaniu dr Justyny Melonowskiej prowadzi do świata bez religii - mówi w wywiadzie dla KAI o. prof. Jarosław Kupczak OP.
Dr Melonowska pragnie odkryć sposób bycia córką Boga, sprzeciwia się natomiast patrzeniu na kobietę poprzez powołanie do macierzyństwa. Chce uwolnić się od definiowania kobiet z punktu widzenia płci, ale zwraca się ku płci, tylko do innej relacji - ojciec - córka.
- To jest sprzeczność w refleksji dr Melonowskiej, która polega na tym, że z jednej strony, gdy jest mowa o naturze mężczyzny i kobiety, pani doktor mówi, że jakakolwiek refleksja na temat różnicy płci, zastanawianie się, jaka jest kobieta, jaki jest mężczyzna to dyscyplinowanie człowieka i nierozłącznie idąca z tym w parze stereotypizacja. Szufladkowanie, ale też ustawianie relacji płci - męskiej - jako nadrzędnej - i żeńskiej - jako podległej i poddanej. Ale własne rozwiązanie dr Meolonowskiej idzie jeszcze dalej, gdyż ona mówi w pewnym momencie w zupełnie Sartrowskim stylu, że należy porzucić język mówienia o naturze i koncentrować się na pojęciu osoby mylnie przypisując takie stanowisko Karolowi Wojtyle. W wywiadzie jest cały passus, w którym stwierdza, że chłopcy i dziewczynki nie powinni być wychowywani na mężczyzn i kobiety, ale na porządne osoby, bo każde mówienie o naturze ogranicza wolność wyboru jednostki.
Odcina się przy tym od sugestii, że nie jest to gender.
- Z punktu widzenia zarówno antropologii jak i pedagogiki to są puste ogólniki, bo wychowywanie do bycia osobą nie wyklucza wychowania do bycia kobietą czy mężczyzną, wprost przeciwnie, jak wyraźnie widziała to Edyta Stein, wręcz zakłada takie wychowanie, bo mężczyźni i kobiety zachowują się inaczej, mają inne potrzeby i trzeba o tym pamiętać.
Pani doktor mówi o synach i córkach Boga, nie chce definiować się przez macierzyństwo, a bycie córką, chce być córką Boga. Syn i córka Boga wspólnie piją kawę i wspólnie się kłócą. To jest zaproponowanie czegoś, co chwilę wcześniej krytykowała.
Wraca do czegoś, co odrzuciła?
- Jest to wewnętrzna sprzeczność wywiadu w jego najbardziej istotnym punkcie, bo krytykuje przecież całą pedagogię, która wynika z dorobku Karola Wojtyła i proponuje pedagogię osoby. To ma być jej wkład w dylemat płci, jej zdaniem nierozwiązany od tysięcy lat.
Ale płeć jest decydująca dla niej także gdy stwierdza, że chciałaby spowiadać się u kobiety i przyjmować Komunię św. z rąk kobiety. Tu płeć staje się niezwykle istotna, może dlatego, że kobiety pełnią nietradycyjne role. Czy uogólnienia na temat płci są wpychaniem w stereotypy? Uogólnienia są groźne, więc nie wolno badać rzeczywistości?
- W średniowieczu toczył się spór, czy istnieją tylko rzeczy ogólne, czy tylko rzeczy indywidualne. Nazywamy to sporem o powszechniki, a pod spodem tego sporu tkwiło przeświadczenie, że nigdy żadna nazwa nie ujmuje dokładnie jakiegoś pojedynczego zjawiska, bo nie ma czegoś takiego jak 'wiosenna pogoda', gdyż każda wiosna jest trochę inna. Ale równocześnie powiedzenie, że różnice między poszczególnymi wiosnami sprawiają, że nie ma sensu mówić o wiosennej pogodzie to także skrajność. Edyta Stein ten dylemat rozwiązała w bardzo dobry sposób uznając, że każdy człowiek jest przede wszystkim jednostką, osobą, po drugie - każdy człowiek jest mężczyzną bądź kobietą i że jest człowiekiem. A więc - człowiek - płeć i indywidualna osoba. Rzecz jasna każda osoba decyduje o sobie w sposób wolny, bo takimi jesteśmy bytami, ale równocześnie definiując siebie i opisując siebie samego bądź siebie samą robimy to wewnątrz otrzymanej natury. Gdyż ta natura jest także naturą ludzką, która w każdym człowieku jest trochę inna, bo każdy człowiek ma inną inteligencję, rozumność, emocjonalność, ale za każdym razem mają oni cechy wspólne. W podobny sposób różnią się mężczyźni i kobiety. Te różnice nie są jednoznaczne, one nie są łatwo opisywalne, ale ten nurt feminizmu, ku któremu skłania się dr Melonowska ze strachu przed krzywdzącymi stereotypami proponuje w ogóle zaniechania refleksji nad różnicami płci.
Dr Melonowska obawia się, że jeżeli zostanie zbadanych ileś kobiet i mężczyzn i zostaną dokonane jakieś uogólnienia, to te wnioski wtłoczą kobiety i mężczyzn w utarte koleiny, zaszufladkują, a co do kobiet - ustanowią relację podległości. Czy nie jest to wylewanie dziecka z kąpielą?
- Bycie mężczyzną czy kobietą nie jest jak ze schowkiem w samolocie, w którym ma pomieścić się nasz bagaż podręczny, a jeśli się nie zmieści - nie wpuszczą nas do samolotu. Zdajemy sobie sprawę, że indywidualne realizacje męskości i kobiecości bardzo często są nieostre i wieloznaczne i najczęściej, jak znakomicie widział to Karl Gustaw Jung a myśl Karola Wojtyły jest bardzo bliska Jungowskim archetypom, bycie człowiekiem jest jakąś komplementarnością męskości i kobiecości w każdym poszczególnym przypadku. Ale cała wieloznaczność i wielokształtność płci nie unieważnia refleksji nad nią. Świadomość tego przechowywała cała ludzka kultura, alfabet płci był podstawowym alfabetem opisywania kosmosu i postulat dr Melonowskiej aby zerwać z tysiącami lat "dyscyplinowania" kobiet poprzez porzucenie "androgenicznej opresji" jest po prostu niepoważny i wewnętrznie sprzeczny. Jej zdaniem ludzkość za długo zastanawia się, co to znaczy być mężczyzną i kobietą, to aberracja, która trwa zbyt długo.