Wściekły filozof wywnętrzył się bardziej niż zwykle – i powiedział więcej niż chciał.
27.02.2015 14:10 GOSC.PL
Jan Hartman nas nienawidzi. „Miliony was, chamy, miliony” – wyżywa się na swoim blogu w tekście pt. „Ty chamie, polski chamie!”. A co mu zrobiliśmy? Zabiliśmy mu psa. Wiatrówką. Albo raczej wiatrówkami, no bo żeby miliony strzelały z jednej wiatrówki, to chyba niemożliwe. Tak czy owak, sądząc z tekstu, profesor nie ma wątpliwości, że za tym czynem stoi „zabobonna, prostacka i kruchciana Polska, dławiąca się pychą, jakąż to ona jest »prawdziwą« i »wierną« jest”.
Po przejechaniu się po Kościele, prolajferach, myśliwych i innych, Hartman w znamienny sposób pyta: „I co my mamy z wami zrobić?”. Nie precyzuje, kim są owi „my”, ale wie, że wespół z nimi osiągnie cel: „Ale przyjdzie na was czas. A jak nie na was, to na wasze dzieci. Weźmiemy szturmem wasze szkoły, zwabimy was podstępem do teatrów, wyślemy wasze dzieci w świat”. Na koniec rozmarza się: „I narodzi się Polska ludzi przyzwoitych, kulturalnych, wiedzących coś o świecie i zdolnych do myślenia społecznego i obywatelskiego. Brzydzących się okrucieństwem i przemocą. I ja o taką Polskę będę walczył, jak potrafię. Tak pomszczę swojego psa”.
Ja rozumiem, że Jan Hartman ma uraz – przecież nie dalej jak rok temu ścięliśmy go na rynku Starego Miasta w Warszawie, uprzednio wypatroszywszy. Kto nie wierzy, niech poszuka w internecie – są z tego zdjęcia. Po czymś takim trudno człowiekowi normalnie funkcjonować.
Ale – poważnie – nie w tym rzecz. Zabicie psa oczywiście mogło wytrącić filozofa z równowagi, i tu nie ma wątpliwości, że ktoś zrobił mu krzywdę. Mam nadzieję, że sprawca zostanie ujęty i ukarany. Chodzi jednak o coś innego. Bluzgi Hartmana nie byłyby warte wzmianki, gdyby nie to, że autor w swojej wściekłości powiedział w nich więcej i szczerzej, niż jego środowisko zwykle mówi. Odsłonił nieopatrznie prawdziwy stosunek tych ludzi do społeczeństwa, a przynajmniej do jego przeważającej części. Widać tam, jak wielką pogardę żywią do nas owi „my” i jak bezczelnie sobie poczynają, uzurpując sobie prawo przerabiania społeczeństwa na własną, niszową przecież, modłę. Jeśli Hartman wprost mówi, że Polska jest „zabobonna, prostacka i kruchciana” i że „dławi się pychą”, to przecież podobne komunikaty – choć zwykle nie aż tak wprost formułowane – otrzymujemy nieustannie ze strony feministek, ideologów gender i innych lewicowców. Jako przedstawiciele „kruchcianej Polski” bezustannie jesteśmy obwiniani o bicie kobiet, o znęcanie się nad dziećmi, o blokowanie postępu, o utrzymywanie ludzi w ciemnocie. A nawet – jak widać – o zabijanie psów.
Jan Hartman w swoim wściekłym tekście nie napisał w gruncie rzeczy nic nowego – ale zrobił to z wyjątkową, nawet jak na swój styl, arogancją. Dzięki temu powiedział więcej niż normalnie usłyszymy z ust inżynierów społecznych. Bo zazwyczaj słyszymy, że „oni” chcą nam przynieść nowoczesność i że robią to dla naszego dobra, ple, ple, ple. Hartman, zaślepiony „tolerancją” nieopatrznie ujawnił głębię swojej motywacji: robi to z zemsty za psa.
Franciszek Kucharczak