W czwartek rolnicy z Lubelszczyzny zablokowali na 40 minut drogę. Pieczonymi prosiakami.
20.02.2015 12:42 GOSC.PL
Ten protest nie odbył się w okolicy najważniejszego mostu w Polsce, ba, w ogóle nie w stolicy, w związku z czym mało kto o nim słyszał. W Bogucinie pod Lublinem rolnicy blokowali drogę krótko: przez czterdzieści minut – w przeciwieństwie do swoich kolegów z innych części kraju z kierowców nie zrobili zakładników, a… degustatorów. Upiekli bowiem dwa prosiaki i częstowali ich mięsem. - Podczas tego protestu chcemy się skoncentrować na jednym z naszych postulatów. Dotyczy on sprzedaży bezpośredniej. Bo, żeby sprzedawać to co produkujemy w gospodarstwach musimy założyć działalność gospodarczą i uruchomić zakład produkcyjny – mówił „Dziennikowi Wschodniemu” Gustaw Jędrejek z NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych.
Warto dodać, że „uruchomienie zakładu produkcyjnego” oznacza dla rolników wydatki rzędu dziesiątek tysięcy złotych i wypełnianie norm stawianych wielkim przetwórniom prowadzącym masową produkcję. Krótko mówiąc: drobnym rolnikom zupełnie nie opłaca. Gdyby jednak mogli, jak w wielu krajach Europy, bezpośrednio sprzedawać to, co przetworzą, mogliby podreperować własne budżety. Co jest ważne zwłaszcza obecnie, kiedy ceny w skupach są niskie, a rosyjskie embargo utrudnia sprzedaż wielu produktów rolnych za granicę.
Dlatego, choć nie jestem entuzjastą blokad jako form protestu, ten happening mi się podoba. Miał miejsce w imię jednego z najważniejszych rolniczych postulatów – o dziwo nie podnoszonych np. przez Sławomira Izdebskiego. Zadaje kłam stereotypowi roszczeniowego rolnika, który wyciąga rękę po „nasze pieniądze”. Stereotypowi głoszonemu przez odrealnione dziennikarki, które nie chcą, by „ich kochane miasto było najeżdżane” przez brudnych chłopów, którzy zamiast uczciwie pracować hodują jakieś świnie czy tam krowy, i jeszcze chcą za to pieniądze. Być może też uświadomiły temu czy owemu kierowcy delikatnie przeczuwany związek między pracą rolnika, a tym, co się je.
Stefan Sękowski