Kijowski Majdan pokazał, że mit jedności narodów ukraińskiego i rosyjskiego jest prawdziwy. To znaczy naprawdę jest mitem.
20.02.2015 10:11 GOSC.PL
Miało być „przewidywalnie”. Władimir Putin nie po to miał swoich ludzi w Kijowie, żeby martwić się zbytnio o losy Ukrainy. Wiktor Janukowycz i Mykoła Azarow mieli być gwarantami odciągnięcia kraju od zbyt ścisłych związków z Zachodem. I oczywiście swoją robotę wykonali, rezygnując z podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE w Wilnie. Ukraińcy poczuli się oszukani.
O ile jednak rosyjskie władze i ukraińscy strażnicy interesów Kremla mogli brać pod uwagę drugi, po 2004 roku, Majdan, to zapewne nikt z trwadogłowych w Moskwie nie przypuszczał, że Ukraińcy gotowi są bronić swojej godności nawet za cenę życia. Sami Ukraińcy, powiedzmy sobie szczerze, też chyba nie wierzyli, że tym razem padną strzały. Rok temu ponad stu z nich zginęło w Kijowie...
Trwający trzy miesiące protest, który przerodził się w końcu w rzeź, pogrzebał raz na zawsze mit jedności narodów ukraińskiego i rosyjskiego. Mit promowany głównie przez Putinowską propagandę (nie bez wsparcia moskiewskiej Cerkwi). Ukraińcy pokazali, że w obronie własnej godności są gotowi do tego, do czego nie byliby chyba jednak zdolni Rosjanie. Nie tylko dlatego, że w Moskwie większy strach i trzymiesięczne okupowanie placu czy ulicy byłoby niemożliwe. Także dlatego, że Ukraińcy, mimo że postsowiecka mentalność nie jest im obca, są już jednak w innym miejscu niż „bracia” Rosjanie. Ten opór musiał zaskoczyć dogmatycznych wyznawców „jednego narodu”.
Ukraina płaci dziś ogromna cenę za tę Rewolucję Godności. Rozbicie kraju, na skutek oderwania Krymu i wojny w Donbasie, wydaje się nie do odwrócenia w możliwej do przewidzenia perspektywie. Ale i w tym targaniu wschodnią częścią kraju widać różnicę między Ukraińcami a Rosjanami. Poza Donbasem (Krym to osoba „bajka”), nie udało się Moskwie wzniecić oporu wobec władz w Kijowie. W Charkowie, choć większość mówi po rosyjsku, to jednak myśli bardziej po ukraińsku. W Odessie nikt na tworzenie Noworosji nie miał ochoty, a w Dniepropietrowsku władze wypacały nagrody za schwytanie separatystów.
Ukraina ledwo zipie. Nie tylko przez wojnę, ale i przez własne wieloletnie zaniedbania. Mimo wszystko to nie jest ten sam postsowiecki naród, co postsowiecka Rosja.
Jacek Dziedzina