Czy pani minister kultury podtrzyma decyzję o odłączeniu tlenu konserwatywnym wydawcom?
14.02.2015 15:56 GOSC.PL
Kiedy Małgorzata Omilanowska obejmowała swój resort wydawało się, że trudno będzie jej przebić Bogdana Zdrojewskiego w ignorowaniu wartości konserwatywnych i promowaniu kontrkulturowej lewicy. Zaproszenie na europejski kongres do Wrocławia jedynie twórców o takich właśnie poglądach, zamiana narodowych scen w miejsca artystycznych prowokacji, czy wygaszanie programu „Patriotyzm jutra” - to tylko pierwsze z brzegu przykłady polityki kulturalnej PO ostatnich lat. Mimo to Zdrojewski wykazywał się pewną empatią na protesty środowisk konserwatywnych, dbał też by nie dawać pretekstu do zarzutów, że całkowicie odcina im finansowy tlen. W końcu nie chodzi o pieniądze partii rządzącej, ale podatników.
Przykładem tej dbałości było coroczne dzielenie dotacji dla czasopism kulturalno – społecznych. Pluralizm starano się zachowywać zarówno przy wyborze składu komisji ekspertów, jak i układaniu listy tytułów. Ale ten etap mamy już za sobą. Jak wiadomo „walka klasowa zaostrza się w miarę postępów socjalizmu”. Platforma Obywatelska uznała więc, że nadszedł czas, by w imię postępu i modernizacji zadać prawicy ostateczny cios. Na ogłoszonej przez ministerstwo liście nie znalazło się żadne z pism o konserwatywnej linii redakcyjnej.
„Christianitas" czy „Arcana" dotąd wsparcie otrzymywały. Co prawda nie tak znaczące jak pismo „Ha! Art.”, ale jednak. Obecne kierownictwo resortu nie widzi już powodu, by wspierać Klub Jagielloński (wydawca „Pressji”), woli dosypać 240 tys fundacji „Bęc Zmiana” szykującej „Notes na 6 tygodni".
To nie jest tylko kwestia merytorycznej oceny, ale zwykłego ideologicznego zaślepienia, nie-do-obrony. O ile eksperci przyznający punkty poszczególnym wnioskom dadzą się pewnie pokroić za opinię, że „Teologia Polityczna” jest bezwartościową cegłą (bo tak sądzić wypada), to pewnie będą się już wymawiać bólem głowy, gdy przyjdzie im uzasadniać, dlaczego „Pamiętnik Literacki" i „Teksty Drugie" zasługują jedynie na 20 tys. zł dotacji, zaś „Rocznik Polonistyczny" nie jest nawet grosza wart. Co tu kryć: lista i wysokość dotacji dla czasopism świadczy o bezwstydnym sponsorowaniu z pieniędzy podatników lewicowej kontrkultury.
Ministerstwo tłumaczy, że decyzja została podjęta w głowach „niezależnych ekspertów” i nic nie może na to poradzić. Teraz nadchodzi jednak chwila prawdy. Do piątku na biurko pani minister spłynęły odwołania wydawców konserwatywnych. Decyzja o ich uwzględnieniu lub odrzuceniu to już teraz tylko jej osobista (i polityczna) odpowiedzialność, której z nikim nie da się podzielić