Czterej kolejni uczestnicy poniedziałkowej manifestacji w Jastrzębiu-Zdroju usłyszeli zarzuty dotyczące czynnej napaści, znieważenia i naruszenia nietykalności policjantów. W postępowaniu jest podejrzanych osiem osób, zatrzymanych bezpośrednio po demonstracji.
Podczas manifestacji przed siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW) w kierunku budynku firmy i zabezpieczających demonstrację policjantów rzucano niebezpieczne przedmioty. Funkcjonariusze użyli gazu, armatki wodnej i broni gładkolufowej. Poszkodowani są po obydwu stronach.
O przedstawieniu kolejnym czterem mężczyznom zarzutów poinformował w środę PAP szef Prokuratury Rejonowej w Jastrzębiu Zdroju Jacek Rzeszowski. Jak powiedział, trzy osoby są podejrzane o udział w zbiegowisku i czynną napaść na funkcjonariuszy. Tylko jedna osoba ma łagodniejsze zarzuty - znieważenia policjantów i naruszenia nietykalności jednego z nich.
Dzień wcześniej zarzuty napaści na policjantów i udziału w zbiegowisku prokuratura przedstawiła czterem innym mężczyznom. Z całej zatrzymanej ósemki siedmiu mężczyzn jest pracownikami kopalń, jeden jest bezrobotny.
Według prok. Rzeszowskiego, właściwie wszyscy podejrzani przyznali się do winy, choć niektórzy tylko częściowo. Kwestionowali np., że w rzucanych przez nich w kierunku policjantów śnieżkach były niebezpieczne przedmioty, m.in. śruby.
Zarówno policja, jak i prokuratura zaznaczają, że sprawa jest rozwojowa, a lista podejrzanych może się wydłużyć. "Trwają analizy bardzo bogatego materiału wideo, zmierzające do ustalenia kolejnych sprawców" - zaznaczył prok. Rzeszowski.
Oburzenie reakcją policji wyrazili we wtorek związkowcy, według których była ona "absolutnie nieuzasadniona", a poszkodowanych zostało ponad 20 osób. Domagają się, by okoliczności wyjaśniła sejmowa komisja i żądają interwencji minister spraw wewnętrznych Teresy Piotrowskiej.
Według policji i MSW, interwencja była w pełni uzasadniona, a działania podjęte przez policję były spowodowane agresywnym zachowaniem protestujących.
W środę stanowisko w tej sprawie opublikował śląski zarząd NSZZ Policjantów. Zaprotestował w nim przeciwko retoryce niektórych liderów związkowych, zarzucając im nierzetelność i brak odpowiedzialności w komentarzach dotyczących działań policjantów podczas demonstracji.
"Nasz związek popierał i popiera działania górniczych związków zawodowych dotyczące obrony praw pracowniczych i zachowania miejsc pracy w śląskich kopalniach. Ataki na policjantów, zabezpieczających miejsca strajków, nie mogą być formą protestu. Nie jesteśmy stroną konfliktu" - napisali policyjni związkowcy.
Według śląskiej policji, podczas manifestacji mundurowi zostali zaatakowani butelkami, fragmentami płyt chodnikowych, cegłami, śrubami, kamieniami i petardami. W trakcie starć rannych zostało czterech policjantów (stłuczenia i oparzenia po wybuchach petard). W wyniku podjętej interwencji zatrzymano ośmiu mężczyzn w wieku od 23 do 41 lat.
Poniedziałkowa ponad czterogodzinna demonstracja przed budynkiem spółki początkowo przebiegała stosunkowo spokojnie - przed spółką wybuchały petardy, wyły syreny, płonęły opony i race. Górnicy domagali się - głównie niecenzuralnie - odejścia prezesa JSW Jarosława Zagórowskiego.
Z czasem w kierunku budynku spółki rzucano coraz więcej ciężkich przedmiotów, m.in. metalowe kulki z łożysk. Zniszczone zostały drzwi do siedziby JSW i elementy elewacji. Gdy ochraniający budynek policjanci wyszli na zewnątrz, część manifestantów zaczęła ich atakować. Funkcjonariusze zaczęli używać gazu pieprzowego, potem też armatki wodnej.
Manifestujący m.in. wyrywali słupki podtrzymujące okoliczne drzewa i rzucali nimi oraz petardami w policjantów. Skandowali "gestapo, gestapo" i "policja, zostaw górnika". Ok. godz. 15 policjanci oddali salwy z broni gładkolufowej w powietrze, a potem również w kierunku atakujących ich osób.