W Internecie zawrzało na temat środków wczesnoporonnych. Mają być one ogólnodostępne, wydawane bez recepty. Opinie na ten temat, jak na każdy dotyczący moralności katolika (i nie tylko), są podzielone. Jeszcze 6 lat temu sama nie miałabym nic przeciwko, bo sama taką tabletkę „dzień po” wzięłam.
W liceum poznałam chłopaka. Zakochaliśmy się w sobie i cały mój świat zmienił kierunek. Wcześniej ważne były dla mnie rekolekcje, spotkania oazowe, Msze święte, nabożeństwa i pielgrzymki. W momencie wszystko straciło znaczenie. Ukazał mi się nowy, wolny świat. Taki modny, swobodny, pełen wrażeń. Zaczęły się imprezy, alkohol i sypianie z chłopakiem. Mimo ogromnego sprzeciwu rodziców brnęłam w to, o czym potem mogłam chwalić się przed koleżankami, a co przed rodzicami musiałam ukrywać. Przed samą sobą też, bo sumienie często próbowało mnie powstrzymać… Jednak nie dawałam za wygraną i garściami brałam to, co dawał świat grzechu. Współżycie przed ślubem, zupełnie nieodpowiedzialne, doprowadziło do tego, że połknęłam tabletkę wczesnoporonną. Tłumaczeń podjęcia takiej decyzji było wiele: przecież dopiero zaczynałam studia, przecież jak zajdę w ciążę to rodzice mnie wyrzucą, przecież nie mogę mieć teraz dziecka, przecież nic się nie stanie… To tylko raz. Następnym razem będziemy uważać. Tak, to był tylko raz. Jednak ten RAZ zaważył na moim dalszym życiu, o czym nie miałam pojęcia. Nadal żyłam w grzechu z moim chłopakiem. Jeden grzech przeradzał się w drugi, gorszy i następny, ciężki… I tak doszło do tego, że nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać. Liczył się tylko seks. W międzyczasie pojawiły się narkotyki. Jeszcze więcej seksu i zniewolenia. Ciemność, która nas wtedy ogarnęła była tak szczelna, że nie przebijał przez nią ani jeden promień Światła. Zostaliśmy pochłonięci przez grzech. I nie chciałam się do tego przyznać. Było mi bardzo ciężko tak żyć, cierpiałam. Nie spałam po nocach, odmawiałam Różaniec. We łzach szukałam ratunku u Tego, który wcześniej mnie tak kochał i obiecywał, że nigdy nie opuści. W nocy szukałam Jezusa w swoim życiu, a za dnia Go tam nie znajdowałam. Ciemność, smutek i pozorna radość stały się moją codziennością. Tak mijał szósty rok z moim chłopakiem, od którego powoli zaczęłam wymagać życiowej decyzji o ślubie. Nic jednak na to nie wskazywało, a między nami tylko się pogarszało. Aż tu nagle, w sylwestrową noc, mój Ukochany postanowił mi się oświadczyć! Cudownie! Od razu powiedziałam TAK!. Byłam szczęśliwa do momentu, kiedy uświadomiłam sobie, że w takim stanie duchowym, w całkowitej ciemności, mam zawrzeć związek małżeński. Jakie to będzie życie? Poza tym domyślałam się, że coś jest nie tak z moją płodnością. Lekarz twierdził, że wszystko w porządku, a ja, mimo licznych stosunków bez zabezpieczenia, nie zachodziłam w ciążę. Pojawiło się mnóstwo obaw. Jednak mimo wszystko chciałam wyjść za mąż tylko za niego. Nie minęły dwa miesiące, a wszystko było już zaplanowane. Ślub będzie 12 października. Zaczęło się załatwianie formalności. Rozmowa z kapłanem i protokół ślubny, w którym padło pytanie dotyczące płodności. W głowie miałam tylko jedną odpowiedź – jestem bezpłodna. W sercu strach, ale zarazem ufność, że Pan Bóg może wszystko. Kolejna, bardzo ważna sprawa, pewnie najważniejsza, to spowiedź przedślubna. Rachunek sumienia sporządziłam z całego mojego dotychczasowego życia. Uznałam za grzech współżycie przedmałżeńskie, narkotyki i tabletkę wczesnoporonną. Z pomocą Ducha Świętego i Matki Najświętszej miałam odwagę zostawić to wszystko Panu Jezusowi w konfesjonale. Mój narzeczony zrobił to samo. I taki był początek niesamowitych zmian w naszym życiu.
Nadszedł wyczekiwany dzień zawarcia związku małżeńskiego. Jeszcze nie było idealnie. Ale Msza święta i złożenie przysięgi przed samym Panem Bogiem dały mi niesamowitą nadzieję na nowe życie. Był taki moment, kiedy kapłan pytał, czy chcemy przyjąć i po katolicku wychować dzieci, którymi nas Pan Bóg obdarzy. Wtedy mąż odpowiedział niestandardowo: Tak, bardzo. Uwierzyłam wówczas, że wszystko będzie dobrze. I stał się niebywały cud. Po wyjściu z Kościoła, podczas składania życzeń, jedna z dalszych kuzynek mojego męża, miała dla mnie wiadomość od samego Pana Jezusa: Pan posyła mnie dziś, bym ofiarowała cenny Dar Życia. Dziś Pan Jezus lituje się nad Wami i przerywa przekleństwa i złorzeczenia względem łona kobiety (żony). Radujcie się w Panu, otrzymaliście łaskę, uleczył Twe łono z bezpłodności z powodu tych przekleństw. Twe łono jest błogosławione i otwarte na nowe życie (dziecko). Pan daje Wam Dar Życia, ja Słowo Boże. Mocą nadaną mi z nieba, mocą Imienia Jezus, przerywam przekleństwa i złorzeczenia względem Twego łona. Mocą Krzyża Świętego ogłaszam, że od tej chwili Twe łono jest płodne i Błogosławione przez Boga Ojca. Amen.
Kuzynka, jak się niebawem okazało otrzymała od Ducha Świętego dar proroctwa oraz dar widzenia sumień. Słowa, które mi przekazała, dotarły do mnie dopiero po powrocie z wesela do domu. Płakałam tak rzewnymi łzami, że nic nie mogło ich powstrzymać. Płakałam i płakałam. Łzy lały się jak rzeka. Modliłam się z mężem do rana. A następnego dnia uciekliśmy z własnych poprawin, by uczestniczyć w nabożeństwie ku czci Matki Bożej Fatimskiej, bo był to akurat 13 października. Ofiarowałam w tym dniu wszystko Panu Bogu i dziękowałam z litość, jaką nam okazał i za najwspanialszy prezent, jaki mogliśmy otrzymać. Niedługo po ślubie, mąż po wielu latach trwania w nałogach, za wstawiennictwem świętej Rity, rzucił narkotyki z dnia na dzień. Kolejny wielki cud Boży.
Wróciliśmy do Kościoła. Oboje pokochaliśmy Eucharystię tak, że musieliśmy być na niej codziennie. Zaczęliśmy naprawiać swoje życie. Wybaczyliśmy sobie nawzajem i naszym bliźnim. Dołączyliśmy do Wspólnoty Nowe Życie i mimo wielu podstępnych działań szatana wychodziliśmy całkowicie z ciemności grzechu. Każda następna spowiedź pozwalała odkryć i zostawić grzechy przeszłości, co czyniło moją duszę lekką. Każdego dnia dziękowałam Bogu za uzdrowienie z bezpłodności, jednak czułam, że jeszcze coś musi się dokonać, żeby być całkowicie zdrową. Pojechaliśmy z mężem na Mszę świętą i, jak się okazało, była to Msza ze szczególną intencją za małżeństwa, które pragną mieć dzieci. Mimo obietnicy Pana Jezusa, poddaliśmy się modlitwie wstawienniczej. Wciąż jednak czegoś brakowało. Aż do dnia Wigilii przed Zesłaniem Ducha Świętego. Mieliśmy wiele propozycji na spędzenie tegoż Święta (Lednica 2000, czuwanie na Jasnej Górze), jednak Duch Święty tak nas pokierował, że pojechaliśmy na czuwanie prowadzone przez Wspólnotę Nowe Życie. Mój mąż został poproszony o świadectwo. Ja, mimo że miałam je całe ułożone w głowie, stchórzyłam. Wówczas kapłan prowadzący powiedział, że każdy, kto tu dzisiaj z wiarą przyszedł, dostanie dar od Ducha Świętego. Moja wiara była taka, że skoro nie powiedziałam świadectwa, to Duch Święty mi nic nie da. Ale gorąco tego pragnęłam i kiedy otoczyliśmy ołtarz z Najświętszym Sakramentem, zaczęliśmy spontanicznie przyzywać Ducha Świętego. Każdy tak jak potrafił. Ja pragnęłam z całego serca, aby Duch Święty mnie dotknął. Mówiłam: Przyjdź Duchu Święty, otwieram swoje serce dla Ciebie, pragnę byś do niego wszedł i uzdrowił to, co chore. Przyjdź Duchu Święty, chcę żeby to wszystko, co się dzieje było takie prawdziwe. Pragnę poczuć Twoją obecność i doznać Twojej miłości. Przez chwilę zrobiło mi się słabo, opuściłam głowę, wzięłam głęboki oddech i nie ustając w modlitwie spojrzałam na Najświętszy Sakrament z błaganiem w sercu: Niech się dzieje Twoja wola. Upadłam. Duch Święty przyszedł do mnie. Był to mój pierwszy w życiu spoczynek w Duchu Świętym. I właśnie tu wydarzył się cud uzdrowienia. Duch Święty zapytał mnie, czy żałuję za popełniony grzech (tabletkę wczesnoporonną). Ja, trzymając rękę na wysokości mojego łona, wzbudziłam w sobie ogromny żal za popełnione zło. Łzy znowu lały się z moich oczu. Po chwili ogarnęła mnie niesamowita radość i błogi spokój. Duch Święty uzdrowił moje łono. CUD! Po niecałym miesiącu oznajmiam mężowi, że będziemy mieli DZIECKO! Dziś jestem już w ósmym miesiącu pięknego stanu błogosławionego i każdego dnia modlę się, aby Bóg miał w opiece nasze dziecko, by wzrastało w łasce i miłości ku Jego większej chwale.
Wszystko, co Bóg dla nas uczynił od momentu ślubu do dzisiaj jest znakiem i dowodem Jego nieskończonej miłości i obecności. Tylko Pan ma wobec nas doskonały plan i mimo wielu grzechów, błędów i upadków, daje nam kolejną szansę. Daje nam NOWE ŻYCIE. Dlatego dziś stanowczo jestem przeciwna wprowadzeniu do sprzedaży tabletek, które powodują przekleństwo łona kobiecego. Zażycie takiej tabletki to sprzeciwianie się woli Bożej i skazywanie ciała i duszy na grzech, potępienie i śmierć. Jestem wdzięczna Bogu za osoby, które postawił na mojej drodze i za pośrednictwem których doprowadził mnie do nawrócenia, oczyszczenia, uzdrowienia i uświęcenia. Niech Bóg broni wszystkie dziewczyny i kobiety przed podjęciem tej haniebnej decyzji. Chwała Tobie Panie!