Nie wszystkie rolnicze postulaty mają sens, blokowanie dróg szkodzi kierowcom. Niestety rząd pokazał rolnikom, że tylko głośne akcje są skuteczne.
04.02.2015 12:20 GOSC.PL
Mamy gorący luty. Rolnicy rozpoczęli ogólnopolskie protesty, blokując kolejne drogi w Polsce. Ale po prawdzie to gorąco jest od początku 2015 roku. Najpierw przeciwko wprowadzeniu pakietu onkologicznego strajkowali lekarze, górników z Kompanii Węglowej protestowali przeciwko zamykaniu czterech kopalń. Czy więc jest tak, że rolnicy popłynęli na fali innych protestów, by powalczyć o „swoje”?
Takie stwierdzenie byłoby wręcz prostackie. Przede wszystkim to nie pierwsze protesty rolników w ostatnim czasie. W 2014 roku domagali się w Białymstoku rekompensat za straty dokonane przez dziki. W 2013 roku liczne protesty przeciwko niskim cenom zbóż w skupie miały miejsce w województwie warmińsko-mazurskim, od dłuższego czasu chłopi z zachodniopomorskiego apelują o to, by nie pozwalać obcokrajowcom kupować ziemię w Polsce – w 2016 roku zakończy się bowiem poakcesyjny okres ochronny. Także wprowadzenie rosyjskiego embarga wywołało niezadowolenie. Jednak to wszystko były odosobnione akcje, odbywające się w różnych miejscach i w różnych „intencjach”; dlatego też nie było o nich głośno, i nie przyniosły spodziewanych przez rolników efektów. Teraz związki, wśród których prym wiedzie OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych, postanowiły uderzyć w całym kraju i występując z całą listą postulatów.
Poszczególne propozycje są dyskusyjne, jednak zasługują na to, by się nad nimi pochylić. Reforma rolnictwa nie może opierać się na nieustannym regulowaniu cen produktów i dopłatach – do czego wiele z nich się sprowadza. Kary za nadprodukcję mleka są strukturalnym problemem Wspólnej Polityki Rolnej i trudno powiedzieć, na ile minister rolnictwa może coś dla polskich hodowców w tym zakresie wynegocjować (choć może próbować). Oczywiście dobrze byłoby, gdyby polscy sprzedawcy mogli wrócić na rynek rosyjski – jednak warto zauważyć pozytywny skutek uboczny embarga: zmusiło ono producentów do dywersyfikacji rynków, na których operują. Na pewno ważne jest uchwalenie ustawy o sprzedaży bezpośredniej – to, że do tej pory do niego nie doszło, zakrawa na absurd bądź sugeruje celowy sabotaż. Nie dziwię się także, że rolnicy chcą rekompensat za straty wywołane przez dziki: raczej zastanawiać powinno, dlaczego do tej pory nie dokonano zmniejszenia ich populacji, także w kontekście występowania u nas od roku afrykańskiego pomoru świń. Również problem odblokowania możliwości sprzedaży ziemi cudzoziemcom nie jest wydumany, przede wszystkim w przypadku ziemi należącej do państwa.
Niestety partie rządzące, zachęcone tym, że nie mają właściwie z kim przegrać wyborów, prowadzą swoją politykę, nie oglądając się na opinię zainteresowanych. A właściwie: oglądając się głównie na jedną ich kategorię – w przypadku rolnictwa są to właściciele średnich i dużych gospodarstw rolnych. Także Program Rozwoju Obszarów Wiejskich 2014 ministra Marka Sawickiego celuje w ich rozwój – przy jednoczesnym utrudnianiu mniejszym gospodarstwom doszlusowania do jego beneficjentów. Zresztą sam polityk nazywając „frajerami” rolników, którzy nie czekając na rekompensaty za niesprzedane jabłka, działali zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, pokazał, jaki ma do nich stosunek. A że lekarze i górnicy pokazali, że ignorujący ich rząd mięknie, gdy się mocno uderzy – wzięli z nich przykład.
To nie usprawiedliwia brania niewinnych kierowców jako zakładników. Jednak do tej sytuacji nie doprowadzili sami rolnicy – a rząd, który do rozmów można zmusić najwyraźniej tylko głośnymi, spektakularnymi akcjami.
Stefan Sękowski