Ruszamy w dwóch? Dla Niego nie stanowi różnicy ocalić przy pomocy wielu czy niewielu.
02.02.2015 09:05 GOSC.PL
Z poniedziałkowej liturgii słowa:
„Któż jest tym Królem chwały? Pan, dzielny i potężny, Pan, potężny w boju”. (Ps 24,8)
„… aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła, i aby uwolnić tych wszystkich, którzy całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli”. (Hbr 2,14)
Bóg błogosławi odważnym gestom. Widzę to wyraźniej z dnia na dzień. Nie dał nam Ducha lęku. Wielokrotnie paraliżował mnie strach i powiem wam szczerze – to najgorszy doradca z możliwych.
Bóg błogosławi śmiałym, desperackim czynom Jonatana, który samotnie (biorąc z sobą jedynie giermka!) wyrusza naprzeciw potężnym siłom Filistynów. To ostatnio moja ulubiona opowieść biblijna.
„Jonatan powiedział do swego giermka: Chodź, podejdziemy do straży tych nieobrzezańców. Może Pan uczyni coś dla nas, gdyż dla Pana nie stanowi różnicy ocalić przy pomocy wielu czy niewielu. Rzekł na to giermek: Czyń wszystko, do czego serce cię skłoni. Oto jestem z tobą do twego rozporządzenia".
Bóg pobłogosławił temu szalonemu pomysłowi. Dwóch facetów nie wykorzystało nawet elementu zaskoczenia. To był najgorszy taktyczny manewr wszech czasów! Wywołali wilka z lasu. Co więcej, musieli wspinać się na wysoką górę „przy pomocy kolan i łokci”. Doprawdy, słabiutka pozycja strategiczna.
„Padł wtedy strach na obóz w polu i na wszystkich ludzi: załoga i oddziały niszczycielskie były również przerażone. Zadrżała ziemia, wywołując strach największy”. To był dzień wielkiego zwycięstwa Izraela.
Bóg błogosławi odważnym deklaracjom, decyzjom, w których w Jego imię zapierasz się samego siebie.
Czy ks. Blachnicki zapisujący w 1975 roku (dokładnie przed 40 laty!) „otwieramy się na odnowę w Duchu Świętym” zdawał sobie sprawę, że ta deklaracja jest jak zapalenie zapałki na stacji benzynowej? Im więcej czytam o geniuszu założyciela, tym bardziej jestem porażony jego odwagą, charakterystyczną dla gestów i czynów proroka.
Przebudzenia duchowe XX wieku za każdym razem zaczynały się od jednej osoby, która zaczęła płonąć, desperacko szukała królestwa, dniem i nocą wołała o ogień. Od jednego Bożego szaleńca, desperata, który za wszelką cenę pragnął usłyszeć to, co mówi dziś Bóg do Kościoła. To, co wydarzyło się dokładnie 40 lat temu, zmieniło oblicze Kościoła w Polsce.
„Wybiła godzina Ducha Świętego” – pisał ks. Franciszek, ustanawiając rok 1975 w ruchu oazowym Rokiem Odnowy w Duchu Świętym. 5 stycznia 1975 r. napisał oficjalny komunikat: „otwieramy się na odnowę w Duchu Świętym”. Ryzykował, narażał się na ironiczne uwagi „pobożnych mistrzów ciętej riposty” i ludzi zawsze dmuchających na zimne. Ruszył do Krakowa. Na Srebrną Górę. Postanowił, że poprosi o. Piotra Rostworowskiego o rozeznanie tego, że otwiera ruch na rzeczywistość charyzmatyczną. Kameduła po modlitwie i rozeznaniu potwierdził słuszność wybranej drogi.
Wołanie oazowiczów, którzy prosili o moc Ducha, zostało „przez górę” pozytywnie rozpatrzone. W Murzasichlu z 9 na 10 lipca 1975 r. na grupę animatorów zstąpił Duch Święty. Ich modlitwa przerodziła się w pełne nieznanego dotąd żaru uwielbienie. Msza trwała do białego rana…
– Po doświadczeniu Murzasichla, które było wydarzeniem przełomowym, bezprecedensowym, ks. Franciszek rozeznał, że było ono „od Boga” – opowiada bp Adam Wodarczyk. – Była to niezwykle odważna diagnoza.
Ogień zapłonął, a pożar zaczął się rozprzestrzeniać.
Więcej o śmiałej decyzji ks. Blachnickiego przeczytasz w kolejnym numerze „Gościa”.
Marcin Jakimowicz