W Sośnicy, dzielnicy Gliwic, w której się urodziłem i gdzie dorastałem, na każdego, kto miał dziadka i nim się chwalił, patrzyło się z niedowierzaniem i nieskrywaną zazdrością. O własnych dziadkach w ogóle lepiej było nie wspominać.
Wiadomo, albo walczyli w mundurach Wehrmachtu, albo z jakichś tajemniczych powodów po prostu ich zabrakło. W szkole szybko się okazało, że byłem jednym z tych nielicznych śląskich dzieci Sośnicy, które w ogóle miały choć jednego dziadka. Wówczas nie potrafiłem sobie wyjaśnić tego fenomenu. Owszem, jakimś wyjaśnienem była okrutna wojna, która pochłonęła miliony istnień ludzkich. Ale tu chodziło o jakąś szczególnie dużą, skumulowaną skalę tego dziwnego zjawiska „osieroconych” wnuków. Wśród nas, chłopaków dorastających pod koniec lat 80., istniał jakiś niewypowiedziany pakt wspólnego doświadczenia, o którym się milczało. Dopiero później, już po 1989 roku, padło owo słowo „deportacja”. Deportacje kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców Górnego Śląska do pracy przymusowej w Związku Sowieckim w 1945 r. to jedna z największych XX-wiecznych tragedii, które dotknęły ten region. Z końcem stycznia 1945 r., gdy Armia Czerwona dotarła na Górny Śląsk, jednostki NKWD rozpoczęły „czyszczenie tyłów”, wyłapując osoby podejrzane, przy czym wystarczyło samo ich rzeczywiste bądź tylko domniemane niemieckie pochodzenie. Internowani nie musieli wykazywać się jakąkolwiek polityczną przewiną, bowiem kierowano się sowiecką dyrektywą o zmobilizowaniu obywateli Rzeszy Niemieckiej w wieku od 17 do 50 lat do pracy przymusowej. Akcje prowadzono zarówno w tej części Górnego Śląska, która od 1922 do 1939 r. należała do Rzeczypospolitej, jak i – w jeszcze większym wymiarze – tej, która przed wojną znajdowała się w granicach Rzeszy. A tak było z moją rodzinną Sośnicą. Aresztowania, które dotknęły także byłych powstańców śląskich i ich potomków uznanych za Niemców, trwały do maja. Schwytanych osadzano w obozach przejściowych, m.in. w Bytomiu, Gliwicach czy Łabędach, i przez wiele tygodni transportowano, na ogół w fatalnych warunkach, w głąb Związku Sowieckiego. Ta podróż okazywała się jedynie przedsionkiem piekła czekającego ok. 50 000 deportowanych Górnoślązaków, których osadzono w obozach pracy znajdujących się na terenie Zagłębia Donieckiego czy też na obszarze sowieckiej Białorusi i Kazachstanu. Powrócił z nich najwyżej co dziesiąty.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Wiatr