Co łączy unijny makaron i konserwy ze strategicznej rezerwy z konstytucją RP – to pytanie wcale nie banalne.
21.01.2015 07:00 GOSC.PL
Polska jest jednym z głównych beneficjentów programu „Dostarczanie nadwyżek żywności najuboższej ludności Unii Europejskiej (PEAD)”. Za pośrednictwem czterech największych organizacji charytatywnych do tysięcy potrzebujących trafiły już podstawowe produkty: cukier, mąka, olej, makaron, konserwy – z unijnych rezerw.
Jest jednak w tej beczce miodu solidna łyżka dziegciu. Otóż Caritas, PCK, PKPS i Banki Żywności alarmują, że nie są w stanie wywiązać się ze swej roli – solidnie i w terminie. Obecna transza pomocy powinna bowiem opuścić magazyny do końca stycznia. Ale nie można jej rozdawać według najlepszej wiedzy ludzi zajmujących się na co dzień działalnością charytatywną. Unijna pomoc jest zarezerwowana jedynie dla osób spełniających kryterium dochodowe, a żywność musi trafiać do odbiorców w stanie nieprzetworzonym. W praktyce oznacza to, że unijnego makaronu nie dostaną jadłodajnie dla ubogich, a olej nie trafi do rodzin w potrzebie, które mają parę złotych na głowę więcej niż przewiduje odpowiednie rozporządzenie.
To nie jest nowa sytuacja. Z powodu podobnych trudności rok temu zimą Komisja Europejska na wniosek Polski przedłużyła termin dystrybucji żywności o miesiąc. Teraz znów o to zabiegamy. Przez najbliższe dni odbędzie się prawdziwe polowanie w gminnych agendach pomocy społecznej na „osoby uprawnione”. Co niekoniecznie musi oznaczać – najbardziej potrzebujące. Ważne, by udało się w terminie opróżnić magazyny
Na stronie Ministerstwa Pracy i Pomocy Społecznej można przeczytać informacje o celach, jakie przyświecają programowi PEAD. Należy do nich „włączenie społeczne odbiorców końcowych pomocy”. Sęk w tym, że ani Bruksela, ani rząd w Warszawie nie są tak naprawdę zainteresowane dotarciem do owych „wyłączonych”, czyli osób naprawdę potrzebujących pomocy, choć nie jest to trudne. Każda z czterech wielkich organizacji pozarządowych ma przecież ogromną wiedzę o polskiej biedzie, dalece wykraczającą poza statystyki i „kryterium dochodowe”. Skoro już powierzono ich pieczy setki ton żywności, czemu administracji państwowej brakło elementarnego zaufania do społecznych partnerów? Czy rząd uważa, że zostanie ona zjedzona na zapleczu, sprzedana lub wyrzucona na śmietnik, jeśli to Caritas czy PCK będzie decydowało, do kogo trafią mąka i cukier? Czy dojdzie do złamania pryncypiów, jeśli unijny makaron zostanie ugotowany w Kuchni Brata Alberta i trafi do zziębniętych bezdomnych, którzy nie są w stanie udokumentować swego dochodu?
Przykład do bólu konkretny, ale mówimy o sprawie fundamentalnej. Czy jest coś w konstytucji o makaronie i konserwach dla ubogich? Jak najbardziej. Polska ma wpisaną do najważniejszej z ustaw zasadę pomocniczości. Oznacza ona „tyle państwa, na ile to konieczne, tyle społeczeństwa, na ile to możliwe”. A zatem, czy jest konieczne, by to państwo decydowało, do kogo unijny makaron trafi i czy jest możliwe, żeby organizacje cieszące się społecznym mandatem rozdawały konserwy ze strategicznej rezerwy osobom w świetle rozporządzenia nieuprawnionym, ale w gruncie rzeczy głodnym?
Proste pytanie, łatwa odpowiedź. Niestety, tylko dla maluczkich, nie dla Brukseli i Warszawy.
Piotr Legutko