Uwolnienie kursu franka to radykalna decyzja, która uderzy nie tylko w polskich „frankowiczów”. Szwajcarzy chcą naprawić błąd zbytniego związania się ze wspólną europejską walutą.
16.01.2015 12:17 GOSC.PL
Decyzja Szwajcarskiego Banku Narodowego (SNB) o zniesieniu minimalnego kursu na poziomie 1,20 franka za euro interesuje Polaków szczególnie ze względu na koszt kredytów we frankach szwajcarskich. Decyzja ta – i idące za nią wzmocnienie helweckiej waluty – może oznaczać dla setek tysięcy polskich rodzin konieczność płacenia rat kredytowych wyższych nawet o kilkaset złotych miesięcznie. Warto zastanowić się jednak nad tym problemem nie tylko z naszej, ale także ogólnoeuropejskiej perspektywy.
Decyzji, jaką podjął SNB, nie podejmuje się codziennie. W jej wyniku w ciągu jednego dnia wartość franka względem euro wzrosła o 15 proc. Własną decyzją SNB, mówiąc kolokwialnie, zmniejszył wartość własnych oszczędności o prawie jedną dziesiątą. Ruch uderzy mocno w szwajcarskie firmy nastawione na eksport, które w przeliczeniu na franki będą zarabiały mniej na sprzedaży swoich produktów. By złagodzić skutki dla własnej gospodarki bank obniżył także stopy procentowe do poziomu -0,75 proc., co z kolei uderzy w oszczędzających.
Pojawia się więc pytanie: dlaczego SNB zdecydował się na tak radykalny, mogący zagrozić własnej gospodarce, krok? Wiele wskazuje na to, że Szwajcarzy mogą obawiać się dalszego osłabiania się euro. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Europejski Bank Centralny niebawem rozpocznie bezprecedensowy w swych rozmiarach program skupu obligacji państw strefy euro. To kolejny zresztą tego typu zakup w ostatnich latach, który spowoduje dalsze potanienie tej waluty. Uwiązanie do euro – i zarazem polityki pieniężnej EBC – prosperującej Szwajcarii się nie opłaca. Dlatego szef SNB postanowił przeciąć wrzód, bo w przyszłości skutki mogą być jeszcze bardziej przykre.
Szwajcarzy wprowadzając w 2011 roku kurs minimalny, chcieli bronić nastawionego na eksport szwajcarskiego przemysłu przed skutkami umacniania się franka względem euro. Gdy realna sytuacja euro jeszcze bardziej się pogorszyła, zaczęła być zagrożeniem dla stabilności monetarnej Helwecji. W pewnym sensie Szwajcarzy popełnili wówczas błąd, który popełniali także Polacy zaciągając kredyty we frankach. Uzależnili los swoich pieniędzy od waluty, na której wartość nie mają większego wpływu. SNB nie bierze udziału w ustalaniu polityki monetarnej w strefie euro, a jednocześnie, by móc utrzymać wyznaczony kurs, był zmuszony kupować na potęgę właśnie euro. Z kolei „frankowicze” zarabiając złotówki uwierzyli bankierom, że wartość szwajcarskiej waluty przenigdy nie będzie wariować. Teraz w dobrej sytuacji są ci, którzy różnicę w spłacanym kredycie postanowili np. odkładać na jego wcześniejszą spłatę, zamiast wydawać na konsumpcję; inni obawiają się o swoje domy lub mieszkania, a przynajmniej będą musieli dostosować swoje wydatki do nowych rat.
Dziś praktycznie nie da się wziąć kredytu w obcej walucie, jeśli się w niej nie zarabia. Decyzja SNB powinna nam dać nauczkę także w innej kwestii: skoro bank centralny państwa uważanego za najbardziej stabilne finansowo na świecie zaczął z rezerwą podchodzić do euro, i my nie powinniśmy oddawać EBC władzy nad naszą polityką monetarną.
Stefan Sękowski