Środki tzw. antykoncepcji awaryjnej będą dostępne w Polsce bez recepty. Bo „tak trzeba”.
14.01.2015 14:30 GOSC.PL
Ogłaszam Państwu radość wielką. Oto nastąpiła era po(d)stępu, medycyny na najwyższym poziomie i wolności wyboru kobiet, które to będą mogły do bólu decydować o „swoim ciele” i przyszłości. Bo chociaż nastąpiła chwila lęku i zacofania, siły wyzwolenia postawiły na swoim. I tak, już niedługo, w polskich aptekach tzw. antykoncepcja awaryjna dostępna będzie bez recepty.
Spór, czy tabletki „po” są „tylko” antykoncepcją zapobiegającą zapłodnieniu, czy mogą być również środkiem wczesnoporonnym, który toczy się od kilku dni w mediach, jest bezsensowny. Wiadomo powszechnie, że tabletki z gigantyczną ilością hormonów, użyte przed owulacją – nie dopuszczają do niej. Wtedy działanie tabletek jest antykoncepcyjne. Wiadomo jednocześnie, że gdy zostaną użyte w trakcie owulacji, lub też po niej, w sytuacji gdy nastąpiło zapłodnienie – nie dojdzie już do zagnieżdżenia zarodka w jamie macicy. Bo właśnie TAK mają działać. I wtedy tabletki takie będą miały działanie wczesnoporonne. Tabletki o których mowa, tzw. drugiej generacji, mogą być zażyte do pięciu dni od stosunku. Ich działanie jest przedłużone właśnie po to, by możliwie skutecznie zapobiec ciąży bądź… ją zniszczyć. I kropka.
Spór ten zresztą był dość żenujący. Szczególnie, że brali w nim udział lekarze, doskonale orientujący się w sposobie działania pigułek. A mimo to wmawiali kobietom, że tabletki są bezpieczne dla ich zdrowia oraz, że nie działają wczesnoporonnie. Notabene: nie nazywajmy tych tabletek „lekami”. Nazywanie „lekami” specyfików, które mogą zrujnować organizm (organizmy!) można porównać do nazywania szamba źródełkiem.
Najwyraźniej jednak – spór ten i medialna dyskusja miały posłużyć zrobieniu fermentu i pokazaniu, jak bardzo „społeczeństwo potrzebuje tabletek”. Przez cały czas bowiem tzw. środowiska kobiece atakowały ministra Neumanna za to, że wcześniej zapowiedział, iż w Polsce, by kupić tabletki „po”, nadal będą wymagane recepty. Ministerstwu oberwało się (Komisja Europejska zostawiła tą decyzję w gestii poszczególnych krajów): nie czynią z Polski kraju wolnego i nowoczesnego, lecz zaścianek. Jak można było się nie ugiąć?
No to koniec zaścianka. Ogłaszam po(d)stęp! Pan minister Neumann, ze swoich wcześniejszych deklaracji się wycofał i tabletki „po” będą już niedługo dostępne bez recepty. I nie szkodzi, że sieją spustoszenie w kobiecych organizmach, upośledzając działanie systemu hormonalnego. I nie szkodzi, że mogą wywoływać wiele negatywnych skutków ubocznych. Nie szkodzi w końcu, że mogą działać wczesnoporonnie. Najważniejsze jest, by „kobieta miała wybór” i wygodę. (A producenci specyfiku kasę?).
Chyba jednak większą „wygodę”, z powodu jeszcze większej dostępności tych tabletek, będą mieli faceci. No bo hulaj dusza, ciąży nie ma. Zawsze jest „bezpiecznie”. Jeśli nie przed i w trakcie, to „po”. A na szczęście to nie męski organizm rozwala od środka tabletka „po”. Warto więc nawet na zapas się zaopatrzyć!
Wygodę będą miały też nastolatki, na które łatwa dostępność „środka po”, niemal jak witaminy C, zadziała negatywnie w wielu aspektach. Z jednej strony, być może jako (nawet nieuświadomiona) zachęta do nierozważnych zachowań seksualnych, z drugiej – niszcząco na rozwijający się młody organizm.
Wygodę będzie miało w końcu ministerstwo, bo „środowiska kobiece” w końcu przestaną oburzać się i protestować. Wszyscy zadowoleni. I jest po(d)stęp.
Agata Puścikowska