Wiceminister zdrowia Sławomir Neumann ugiął się pod presją feministek z Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny?
Pigułki ellaOne, czyli tzw. antykoncepcja awaryjna były dotąd dostępne na terenie UE na receptę. Jednak w minionym tygodniu Komisja Europejska podjęła decyzję o rezygnacji z recept na szkodliwy specyfik. Jednocześnie zastrzeżono, że ostateczna decyzja o uwolnieniu leku od recepty na terenie danego kraju będzie zależna od decyzji poszczególnych rządów. Polska na posiedzeniu Europejskiej Agencji ds. Leków opowiedziała się przeciw nowemu projektowi, a minister Neumann zapowiedział wtedy, że w naszym kraju recepty zostaną utrzymane.
Wywołało to protesty środowisk feministyczno-proaborcyjnych, szczególnie Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
Resort zdrowia zmienił zdanie, co potwierdził dziś Neumann:
- Temat przestał istnieć, tabletki wchodzą na rynek jako leki bez recepty - oświadczył wiceminister zdrowia.
Wiceminister Neumann wyjaśnił, że kraje członkowskie UE nie mają możliwości ograniczenia sprzedaży tej pigułki przez wymaganie recepty. Wyjątkiem będzie Malta, gdzie środki antykoncepcyjne w ogóle nie są sprzedawane."Jeżeli w kraju sprzedaje się środki antykoncepcyjne, nie ma żadnej innej możliwości (niż sprzedaż bez recepty)" - powiedział Neumann.
Rzecznik KE ds. zdrowia Enrico Brivio przekazał z kolei w środę PAP stanowisko Komisji, zgodnie z którym to do władz krajów członkowskich UE należy ostateczna decyzja, czy zezwolić na sprzedawanie środków antykoncepcyjnych o nazwie ellaOne u siebie bez recepty.
"Zgodnie z interpretacją KE dotyczącą prawodawstwa farmaceutycznego UE oraz z uwagi na charakter produktu (antykoncepcja), państwa członkowskie są właściwe do ograniczenia sprzedaży poprzez wymaganie recepty, jeżeli uznają to za konieczne" - napisała Komisja w nocie przekazanej PAP.
Czy zmiana stanowiska rządu jest wynikiem presji feministek czy grą ministerstwa zdrowia? Nie wiadomo.
Przeczytaj także
wt /newsweek.pl/PAP