Francja od lat dziewięćdziesiątych zmaga się z panoszącymi się w tym kraju islamskimi terrorystami. I w takiej Francji działa sobie prowokujące bandytów "Charlie Hebdo".
Człowiek rodzi się z dziwaczną przypadłością. Wie, że coś jest niedobre, że przyniesie szkodę nie tylko jemu, ale też innym ludziom, a jednak robi swoje. Sytuacja przypomina nieco tę z kiepskich filmów, w których biuściasta blondyna zagląda w ciemne zakamarki irytując widza, który dobrze wie, że tam pchać się nie należy.
Ludzka przekora zaczęła się w raju, a potem już było tylko gorzej. Wystarczy popatrzeć na historię wyjścia Izraelitów z niewoli. Przez nieposłuszeństwo niektórzy w ogóle nie weszli do ziemi obiecanej, pod innymi rozstąpiła się ziemia, innych strawił ogień z nieba, kolejnych zabiły jadowite węże itd. itp. A mówił Bóg przez Mojżesza: nie sprzeciwiajcie się, nie wystawiajcie Pana na próbę, bo zginiecie. Ale co tam... człowiek swoje wie.
Pamiętam jeszcze z podstawówki jednego osobnika – nazwijmy go Mały – który miał niesamowitą frajdę z obrażania tych większych. Twierdził przy tym, że nic nie mogą mu zrobić, bo się poskarży i będą mieli przegwizdane. No i faktycznie, jeden z większych faktycznie miał przegwizdane, kiedy któregoś dnia Mały przyszedł do szkoły poturbowany. Tylko po co było to testowanie, czy większy jest strach przed wychowawczynią albo panią dyrektor i respekt dla panujących dobrych obyczajów, czy poczucie własnej wartości?
O ile nie może być poparcia dla panoszącego się terroru, o tyle również nie powinno być miejsca na głupie – bądź co bądź – narażanie na niebezpieczeństwo nie tylko swojego, ale również postronnych osób.
„Charlie Hebdo” publikując kolejne głupawe rysunki z Mahometem w roli głównej ściąga bowiem zagrożenie na wszystkich – także na tych, którzy nie mają zamiaru podpisywać się pod hasłem „Jestem Charlie”. Czy ludzie zabici przez terrorystę w koszernym sklepie identyfikowali się z poglądami głoszonymi przez tę kontrowersyjną gazetą – o tym nic nie wiadomo. Można natomiast przypuszczać, że woleliby jednak żyć.
Nie wiem, czy redaktorzy „Charlie Hebdo” zastanawiają się w ogóle nad tym, że wydając swoją gazetkę w nakładzie 3 mln. egzemplarzy (podczas gdy normalnie wychodzili w 60 tys. egzemplarzy), tłumacząc ją na kilkanaście języków i rozsyłając po całym świecie zdają sobie sprawę, że ich wykoślawiona idea wolności słowa jest niebezpieczna dla niewinnych obywateli. Nie wiem, czy zdają sobie z tego sprawę ci, którzy chodzą po ulicach z wywieszkami „Jestem Charlie”.
Islamski uniwersytet „Al Azhar” z Kairu nazywa działania gazety prowokacją. Światowy Związek Ulemów Muzułmańskich uważa decyzję o publikacji kolejnych karykatur proroka za niemądrą. I jest to – moim zdaniem – eufemizm!
Francja od lat dziewięćdziesiątych zmaga się z panoszącymi się w tym kraju islamskimi terrorystami. Po wojnie domowej w Algierii część radykalnych bojowników przeniosła się właśnie do Francji. W multikulturowym społeczeństwie, wśród bezrobotnych emigrantów, ludzi z marginesu znajdowali poparcie, a fundamentalistyczne poglądy – jak widać są w dalszym ciągu pożywką dla wszelkiej maści desperatów. To barbarzyństwo wybuchało wielokrotnie w latach 90-tych. Najgłośniejsze było bodaj porwanie airbusa linii Air France na lotnisku w Algierze z 227 pasażerami na pokładzie. Miał być roztrzaskany przez zamachowców-samobójców w Paryżu. Na szczęście udało się tego uniknąć. Jednak 25 lipca 1995 roku doszło do tragedii, kiedy w pociągu podmiejskim na jednej z podparyskich stacji wybuchł pojemnik z gazem wypełniony gwoździami. Zginęło 8 osób, ponad sto zostało rannych. Kolejna bomba wybuchła w okolicy Łuku Triumfalnego 17 sierpnia. Raniła 17 osób. Jak podaje serwis stosunkimiedzynarodowe.info, "nawet w okresie poprzedzającym mistrzostwa świata w piłce nożnej we Francji w 1998 roku istniały obawy, że algierscy terroryści mogliby przeprowadzić ataki terrorystyczne". I z nieco nowszej historii – już po pamiętnym 11 września. W marcu 2012 roku niedaleko Tuluzy zamachowiec zastrzelił 3 żołnierzy, a potem zamordował trójkę dzieci i rabina miejscowej szkoły. Działał prawdopodobnie sam i inspirowała go idea dżihadu.
I właśnie w takiej Francji, w której radykalne nastroje są wciąż żywe, działa sobie pismo „Charlie Hebdo”. Zachowanie jego redaktorów jest podobne do biegania z pochodnią w piwnicy pełnej prochu z zawiązanymi oczami. A co najgorsze, jest to piwnica budynku mieszkalnego.
Co dziwne zarządcy budynku wiedzą, że w piwnicy mają takiego delikwenta i nic z tym nie robią. Prochu nie są w stanie wynieść, a na faceta z pochodnią przymykają oko, bo przecież jest wolność i każdy może robić, co mu się podoba.
Jan Drzymała