A ludzie zewsząd schodzili się do niego.
To wielki temat. Tłum, który słuchał Kazania na Górze, tłum, który witał Go wjeżdżającego do Jerozolimy. I także tłum, ale jakby jakiś inny, ten, który domagał się, by Chrystusa ukrzyżować. A ludzie, ci z Ewangelii według św. Marka, ci, którzy „zewsząd schodzili się do Niego”? Nie wiemy, czy gdyby zebrać ich razem, to stworzyliby tłum. Skoro schodzili się „zewsząd”, to pewnie tak. Schodzili się, bo – jak słyszeli od uzdrowionego przez Jezusa trędowatego – ów Jezus cudem potwierdził swoją wiarygodność. Przyjmijmy, że było tak właśnie. A skoro tak, to o jaką wiarygodność tu idzie? Wiarygodność cudotwórcy? Czego zatem trzeba by było, żeby ten właśnie tłum – tłum ludzi, którzy schodzili się do niego „zewsząd” – rozpierzchnął się na wszystkie strony? Czy wystarczyło to, że On sam nie zszedł z krzyża?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Krzysztof Łęcki