W 2015 r. belgijski rząd, oprócz prac związanych z planem oszczędnościowym, może się zająć sprawą... frytek. Belgowie chcą, aby ich narodowy przysmak trafił na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Zebrali już podpisy pod petycją. Teraz czekają na ruch rządu.
Gdyby Belgom udało się wpisać ich frytki na listę UNESCO, wówczas znalazłyby się obok takich pozycji jak m.in. argentyńskie tango, czy turecka kawa.
"Nasz kraj jest podzielony na tych, którzy mówią po francusku, holendersku i niemiecku. Nie potrafimy się dogadać w wielu sprawach. Ale frytki nas łączą. To jest nasz narodowy przysmak" - mówi w rozmowie z PAP Alex, który sprzedaje frytki na Place Jourdan w Brukseli. Miejsce to słynie z tego, że właśnie tutaj można kupić najlepsze frytki w Brukseli.
Jak powiedział, pomysł wpisania frytek na listę UNESCO zrodził się wśród właścicieli punktów sprzedaży tych przysmaków, którzy są zrzeszeni w organizacji UNAFRI.
"Na początku grudnia przez kilka dni można było składać podpisy pod naszą petycją, aby frytki znalazły się na liście UNESCO. Zainteresowanie było ogromne. Nie tylko Belgowie, ale także wielu obcokrajowców wpisywało się na tą listę. Niektórzy z nich pracują w okolicy i wpadają na nasze frytki, a inni to turyści, którym one smakowały" - opowiada Alex.
Zgodnie z procedurą, aby frytki mogły zostać zgłoszone do wpisania na listę UNESCO, ich kandydaturę w Belgii musi zatwierdzić trzech ministrów kultury. Chodzi o ministrów z Regionów Stołecznego Brukseli, Walońskiego i Flamandzkiego. W tym ostatnim przypadku frytki zostały już uznane za integralną część dziedzictwa narodowego. Jeśli chodzi o pozostałych ministrów, to debata na temat frytek jest planowana na 2015 rok.
"Z naszych danych wynika, że 95 proc. Belgów raz w roku przychodzi na frytki. To musi o czymś świadczyć, prawda?" - mówi Alex. Pytany, co sprawia, że ludzie tak chętnie jedzą belgijskie frytki, odpowiada, że chodzi o sposób ich smażenia.
"Ważny jest tłuszcz, w jakim się smaży frytki, musi być wołowy. Oprócz tłuszczu, sekretem frytek jest podwójne smażenie w różnych temperaturach. Frytki wrzuca się najpierw na tłuszcz rozgrzany do 165 stopni, aż będą miękkie, ale blade i po odsączeniu zanurza się je po raz drugi w tłuszczu o temperaturze 190 stopni. Sprawia to, że frytki są miękkie w środku i chrupiące na zewnątrz" - opowiada sprzedawca tych przekąsek.
Frytki sprzedawane są w tzw. papierowych rożkach. Najlepiej smakują posypane solą i podane z majonezem lub sosami. "W weekendy kolejki są ogromne, niektórzy stoją nawet godzinę. Teraz jest okres międzyświąteczny, sporo ludzi wyjechało, mniej też jest klientów. Dlatego mogę sobie z panią dziś porozmawiać" - uśmiecha się Alex. Jak dodał, ma ogromną nadzieję na to, że frytki znajdą się na liście UNESCO.
John i Maria przyjechali na weekend do Brukseli z Londynu. "U nas nie ma tak dobrych frytek. Głównie chodzimy na nie do fast foodów, ale te są zdecydowanie lepsze" - mówią zgodnie.
Frytki w Brukseli można kupić prawie na każdej głównej ulicy w odpowiednich punktach. W sklepach są też sprzedawane gotowe posiekane ziemniaki, które należy usmażyć w domu.
Belgowie chwalą się, że o istnieniu tych przekąsek w ich kraju wspominają manuskrypty z 1781 r. To właśnie w Belgii frytki miały zostać wynalezione. Zamieszkujący w pobliżu płynącej przez Walonię rzeki Mozy łowili małe rybki i smażyli je w głębokim tłuszczu. Zimą, gdy rzeka zamarzała, nie mogli ich łowić, a zatem kroili ziemniaki w kształcie rybek, które następnie smażyli.