Nie chcę, by ktoś, wychodząc z tego studia, miał wątpliwość, czy istnieje Bóg! – mówił Roberto Benigni w telewizyjnym show. Program „Dziesięć Przykazań” obejrzało w publicznej telewizji ponad 10 mln Włochów. Emisja wywołała huragan wśród ateistów i katolików.
Po tym wieczorze albo mnie aresztują, albo zostanę kardynałem – żartował, wchodząc na scenę w studiu Cinecittà Roberto Benigni. Publiczność zareagowała gromkim śmiechem, ale jak się okazało, aresztować Benigniego mieli ochotę zarówno niewierzący, jak i niektórzy katolicy. Spór wyciszył papież Franciszek, osobiście dziękując komikowi za „Dziesięć przykazań”. Ubóstwiany przez Włochów aktor i reżyser, zdobywca trzech Oscarów za film „Życie jest piękne”, autor słynnej produkcji „Johnny Stecchino” (Jaś Wykałaczka), swoistego paszkwilu na włoską mafię, mówił z niezwykłym przekonaniem i werwą o Bogu. Przez cztery godziny na antenie publicznej telewizji Rai Uno. „Komik zamienił się w teologa”; „Po tym programie weszłam do kościoła. Po raz pierwszy w życiu”; „Uwierzyłam w Boga”; „Nigdy nikt piękniej nie mówił o przykazaniach” – takich wpisów na portalach społecznościowych są tysiące. Wielu ich autorów deklaruje, że są ateistami albo zerwali relacje z Bogiem. Teraz ją odnawiają. Na Facebooku Benigni i jego „Dziesięć Przykazań” bije rekordy popularności. Pojawiły się jednak i komentarze negatywne. Wytykano aktorowi błędy doktrynalne oraz płytkość przekazu. Co takiego zrobił ten komik, że rozpętał swoisty huragan?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Bątkiewicz-Brożek