Prezydent USA Barack Obama oficjalnie ogłosił w czwartek koniec misji bojowej w Afganistanie, która trwała ponad 13 lat i była kluczowym elementem "wojny z terrorrem". Sytuacja w Afganistanie jest jednak nadal bardzo trudna.
"Byliśmy nieprzerwanie w stanie wojny ponad 13 lat. W przyszłym tygodniu zakończymy naszą misję bojową w Afganistanie" - powiedział Obama do żołnierzy piechoty morskiej w bazie w Kanehoe Bay, na Hawajach, gdzie spędza okres świąteczno-noworoczny.
Prezydent wyraził przekonanie, że dzięki "wyjątkowej służbie mężczyzn i kobiet amerykańskich sił zbrojnych" Afgańczycy "mają szansę odbudować swój kraj". "Jesteśmy bezpieczniejsi. Afganistan nie będzie już źródłem ataków terrorystycznych" - dodał.
Obama przyznał jednak, że przed Stanami Zjednoczonymi są jeszcze "trudne misje w różnych częściach świata, w tym w Iraku", gdzie Ameryka uczestniczy w walce z dżihadystami z Państwa Islamskiego.
Interwencja w Afganistanie sił USA, wspartych później przez kontyngenty sojuszników z NATO (w tym Polski), rozpoczęła się w październiku 2001 r., wkrótce po atakach z 11 września tego roku na wieżowce Centrum Handlu Światowego w Nowym Jorku i gmach Pentagonu w Waszyngtonie. W walkach zginęło ok. 2.200 żołnierzy USA. Eksperci oceniają, że koszty całej operacji afgańskiej wyniosły ok. biliona dolarów, nie licząc ok. 100 mld dolarów przeznaczonych na odbudowę kraju.
W szczytowym okresie w Afganistanie przebywało ok. 140 tys. żołnierzy. Do końca br. ma ich pozostać zaledwie 13.500. Mają szkolić armię afgańską i wspierać ją w operacjach bojowych.
Obserwatorzy podkreślają, że wbrew optymistycznym ocenom Obamy, sytuacja w Afganistanie jest nadal bardzo trudna. USA wycofują się z aktywnej roli w walkach po najkrwawszym roku od czasu rozpoczęcia interwencji. Liczbę ofiar cywilnych w br. ocenia się na ok. 10 tys. W walkach z talibami zginęło 5 tys. afgańskich żołnierzy a talibom udało się opanować znaczną część terytorium Afganistanu.