Od kilku lat przed Bożym Narodzeniem robimy z dziećmi pierniczki. Chrupiące i śliczniutkie: kolorowe, potraktowane słodkimi pisakami, perełkami z cukru, bakaliami i orzechami.
Niektórzy je uwielbiają. Inni (jak ja) nie przepadają za korzennym smakiem. Dlaczego więc je robić? Dla atmosfery, dla radości dziecięcej, lepkich paluchów i zapachu miodowo-cynamonowego, który utrzymuje się w kuchni wiele dni. Tak więc tuż przed świętami dom zamienia się w cukiernię o specjalizacji piernikowej. A dzieciaki – choć wymaga to od matki żelaznych nerwów – wałkują, wykrawają i zawijają w te sreberka. Żeby pierniczki skruszały. I wszyscy mają radość. Dzieci – bo stworzyły potwora, który w wersji oficjalnej jest reniferem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska