Delegacje ponad 190 krajów uczestniczących w konferencji klimatycznej ONZ w stolicy Peru, Limie, uzgodniły w niedzielę projekt porozumienia, uważanego za podstawę do umowy w sprawie zapobiegania ociepleniu klimatu, która ma zostać zawarta w 2015 r. w Paryżu.
Projekt został zaaprobowany po dwóch tygodniach intensywnych negocjacji - oświadczył peruwiański minister Manuel Pulgar-Vidal. Porozumienie zostało przyjęte w nocy z soboty na niedzielę kilka godzin po odrzuceniu poprzedniej wersji przez kraje rozwijające się, które oskarżały kraje bogate o uchylanie się od zobowiązań w kwestii walki z globalnym ociepleniem i rekompensowania biedniejszym państwom strat.
Dokument wzywa kraje do przedstawienia własnych celów zmierzających do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. Jak napisano, "strony gotowe to uczynić" powinny przedstawić swoje plany walki z emisjami szkodliwych gazów do końca marca 2015 roku, a pozostałe - przed konferencją w Paryżu, planowaną na koniec 2015 roku. Cele - zastrzega dokument - powinny iść dalej niż już podjęte działania.
Zobowiązania mogą zawierać informacje na temat harmonogramu ich wdrażania, planu działań sektorowych, a także metodologii obliczeń i roku odniesienia. Zobowiązania zostaną opublikowane na stronie internetowej sekretariatu Konwencji Klimatycznej ONZ; nie przewidziano procesu ich oceny - poinformowała agencja AFP. Następnie zobowiązania zostaną podsumowane przez sekretariat, który 1 listopada 2015 roku przedstawi ich syntezę.
Kraje bogate zostały w tekście "wezwane z naciskiem" do wsparcia finansowego dla krajów rozwijających się, podejmujących działania na rzecz ograniczenia emisji i dostosowania do zmian klimatycznych.
Przyjęty projekt według komentatorów został znacznie złagodzony wobec początkowego dokumentu. "Tekst ze słabego przeobraził się w słabszy, aż osiągnął poziom najsłabszy" - ocenił Sam Smith z organizacji WWF.
Przyjęta wersja dokumentu jest czwartą, jaką delegatom przedstawił peruwiański minister, będący gospodarzem spotkania. "Tekst nie jest idealny, ale zawiera stanowiska stron" - powiedział Pulgar-Vidal, który całe sobotnie popołudnie spędził na negocjacjach prowadzonych na osobności z poszczególnymi delegacjami.
Rozpoczęta 1 grudnia konferencja COP20 w Limie, która zgodnie z planem miała zakończyć się w piątek, została przedłużona o ponad 30 godzin ze względu na spór między krajami rozwijającymi się i rozwiniętymi, dotyczący zakresu podejmowanych zobowiązań. Kraje rozwijające się chciały jasnego zróżnicowania oczekiwań wobec bogatych i biednych tak, aby uniknąć nadmiernego obciążenia rozwijających się gospodarek; oczekiwały także zapewnienia, że otrzymają wsparcie finansowe.
Indyjski minister środowiska Prakash Javedekar oświadczył, że w tekście zachowany został zapis mówiący o tym, że kraje bogate muszą przewodzić wysiłkom na rzecz ograniczania emisji gazów cieplarnianych, co ostatecznie umożliwiło przełamanie impasu w negocjacjach.
Jak relacjonują media, przyjęty projekt najwyraźniej łagodzi obawy krajów rozwijających się sformułowaniem, że poszczególne państwa mają "wspólne, lecz zróżnicowane zobowiązania" w kwestii walki z globalnym ociepleniem. Zgodnie z oczekiwaniami małych krajów wyspiarskich, którym grozi zatopienie w razie podniesienia poziomu oceanów, w tekście powtórzony został również zapis na temat mechanizmu "loss and damage" - czyli mechanizmu pomocy dla ubogich krajów, które cierpią z powodu zmian klimatu. Porozumienie w sprawie tego mechanizmu uzyskano w czasie szczytu klimatycznego w Warszawie w 2013 roku.
"Potrzebujemy stałej umowy w sprawie pomocy najbiedniejszym tego świata" - podkreślał w czasie sobotniej sesji negocjator reprezentujący Tuvalu Ian Fry.
Projekt jest również satysfakcjonujący dla krajów bogatych, pod przywództwem USA, które twierdzą, że nadszedł czas, by kraje rozwijające się dynamicznie zaczęły ograniczać szybko rosnące emisje. Największym obecnie emitentem są Chiny, przed USA, UE i Indiami.
Społeczność międzynarodowa za cel postawiła sobie niedopuszczenie do tego, by średnia temperatura wzrosła o 2 stopnie C w stosunku do epoki przedindustrialnej. W obecnym tempie świat zmierza w kierunku wzrostu temperatury o 4 stopnie C pod koniec XXI wieku, co według naukowców może mieć niebezpieczne skutki. Ograniczenie wzrostu średniej temperatury do 2 stopni C ma być możliwe dzięki globalnej redukcji emisji gazów o 40 do 70 proc. do 2050 roku.
Oczekuje się, że w stolicy Francji pod koniec przyszłego roku zostanie zawarte najbardziej ambitne porozumienie klimatyczne, które miałoby zacząć obowiązywać po 2020 roku i zastąpić protokół z Kioto.