Upokorzenie

Albo uznamy się za głupców, którzy nie umieją skreślić poprawnie krzyżyka na kartce wyborczej, albo za podpalaczy, którzy chcą zniszczyć obywatelski konsensus.

Polacy, nic się nie stało. Słyszę już wszędzie ten przekaz. Przekaz tygodnia – po największej klęsce demokracji w Polsce od czasu wyborów w roku 1947. Po 1947 nie było żadnej demokracji, nawet specjalnie nie udawano, choć używano terminu „demokracja socjalistyczna”. Półdemokrację zafundował nam, i dobrze, Okrągły Stół, na wyborach 4 czerwca 1989. Potem już miała być demokracja normalna, bezprzymiotnikowa. I jakoś, mniej lub więcej kulawo, była. Teraz okazało się, że mamy zgodzić się z sytuacją, jaka pojawia się po raz pierwszy w cywilizowanej Europie, odkąd prowadzi się w niej tzw. exit poll, czyli nie zwykłe sondaże opinii publicznej, ale badania prowadzone na kilkudziesięciokrotnie większej próbie faktycznie głosujących w danym dniu obywateli. Nieprzekraczalny margines błędu w takich badaniach wynosił dotąd w Europie pół procenta. U nas jest lepiej niż w Europie: okazało się, że jedna partia (akurat była to główna partia opozycyjna) otrzymała – wedle ustalonego po tygodniu przez Państwową Komisję Wyborczą wyniku – ponad pięć procent głosów mniej, niż wynikało z deklaracji kilkudziesięciu tysięcy losowo wybranych uczestników wyborów w exit poll. Druga partia (akurat była to partia rządzącego niepodzielnie od 8 lat układu) otrzymała za to o ponad 7 procent więcej głosów, niż deklarowali wyborcy w czasie samych wyborów. Tu chodzi o zmianę dotyczącą ponad miliona głosów!

Jednocześnie mamy uwierzyć, że blisko trzy miliony spośród nas, obywateli tego kraju, oddało głos nieważny. W poprzednich wyborach samorządowych, organizowanych pod rządami PO–PSL w roku 2010, to zjawisko pojawiło się po raz pierwszy w tak masowej skali, ale skupione w jednym przede wszystkim województwie – mazowieckim. Teraz fala nieważnych głosów zalała całą Polskę, jak zaraza. Wcześniej, przed 2007 rokiem, za rządów PiS, SLD, AWS, UW, takiego zjawiska nie było (w porównywalnym stopniu). Skąd nagły, tak gwałtowny przyrost wyborczego analfabetyzmu Polaków? Przecież nasze szkoły uczą pod rządami pani minister Hall i pani minister Kluzik-Rostkowskiej coraz lepiej, przecież mamy w 2014 na pewno znacznie więcej „młodych, wykształconych z wielkich miast”, niż mieliśmy ich w roku 2006, kiedy głosów nieważnych było w wyborach samorządowych dużo mniej. Usłużni socjologowie już tłumaczą naszą, nie dającą się wykorzenić tak łatwo głupotę, potrafią nawet uzasadnić jej przyrost. Pracownie badania opinii publicznej (znowu dobre, najwidoczniej teraz, inaczej niż w samych wyborach, nie mylą się) już nas przekonują, że właściwie uznajemy ostatnie wybory samorządowe za prawidłowo przeprowadzone. Kto inaczej uważa – ten podpala Polskę. Stajemy wobec straszliwego dylematu. Albo uznamy się za głupców, którzy nie umieją skreślić poprawnie krzyżyka na kartce wyborczej, albo za podpalaczy, którzy chcą zniszczyć obywatelski konsensus. Co robić?

Trzeba się zastanowić. Najpierw, jak mogło do tego dojść? Być może zwyciężyła zwyczajna pazerność oddolnie działających sitw. Skoro udało się cztery lata temu na Mazowszu, dlaczego nie spróbować teraz gdzie indziej? Być może Platforma Obywatelska zaprosiła niejako, swoim przyzwoleniem na taką postawę, partnerów z PSL, by sobie nie przeszkadzali, żeby teraz „poszli na całość”. PSL staje się w tej sytuacji zakładnikiem wyborczego kłamstwa, a co najmniej wielkiej manipulacji. Nie ma już przez to odwrotu od koalicji z PO. Nie porozumie się nigdy z PiS. Zatem główna partia opozycyjna traci jedyną, choć odrobinę realną zdolność koalicyjną, jaką zdawała się mieć właśnie tylko wobec nie tak odległego w sferze obyczajowej (czy rzeczywiście? – jeśli niezbyt odległego, to chyba wobec posła Hofmana i jego kolegów) PSL. To sprytna polittechnologia. Choć może mieć swoje minusy. Oznacza bowiem także, że druga, lewicowa partia opozycyjna, traktowana dotąd jako swoista żelazna rezerwa Platformy, na wypadek zużycia poparcia dla PO w kolejnych wyborach, okazuje się teraz zepchnięta do narożnika tak głęboko, że może jej już zostać tylko rola opozycji – opozycji antysystemowej. Bowiem system polityczny to teraz już na pewno PO i PSL, połączone nie tylko zabójczą dla Polski umową gazową z Putinem, jaką podpisywał przecież wicepremier Pawlak, ale również tym narastającym oszustwem wyborczym. Oszustwem, którego bronić trzeba do końca, „jak niepodległości” – bo na końcu jest sąd, jest rozliczenie, już nie polityczne tylko, ale kryminalne.

Głębsze znaczenie „manewru wyborczego” polega jednak na utrwaleniu innego podziału: na rządzących i rządzonych. To ma być podział już trwały, bez nadziei na zmianę. Skoro koalicja PO–PSL nie może już z nikim przegrać, ani nikogo (nawet SLD) dokooptować, bo alternatywą jest „podpalenie Polski”, to oznacza to koniec demokracji. Oznacza, że rządzący mają teraz już prawo do każdego, coraz bardziej zuchwałego nadużycia swej władzy, do każdego kłamstwa – bo przecież nikt ich nie może zastąpić. Rządzeni muszą z kolei się z tym pogodzić, że są głupcami – bo nie umieją głosować. Albo dobrze wiedząc, jak głosują, muszą pogodzić się z tym, że są „naiwniakami”, którzy nigdy nie będą potrafili przekształcić swego głosu w siłę sprawczą politycznej zmiany, naprawy Rzeczypospolitej. Bo nie ma już Rzeczypospolitej. Jest wspólnota kolesiów, połączonych łajdackim interesem, obsługiwana głosami zmanipulowanych przez „zaprzyjaźnione” największe telewizje wyborców. I jest wspólnota odrzuconych przez tę PO-RP. Możliwość spotkania obu grup wyborców na drodze poszukiwania wspólnego dobra została właśnie dramatycznie ograniczona. Potrzebny jest wielki wysiłek, mobilizacja obywatelska na skalę większą niż przy wyborach 4 czerwca 1989 roku, byśmy z tej równi pochyłej jeszcze zeszli. Ostatnia szansa: przyszłoroczne wybory na prezydenta i do parlamentu. Potem już będzie wszystko jasne. Albo... ciemne?

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Andrzej Nowak