Obalenie w Burkina Faso prezydenta, który rządził od 27 lat, wzbudziło wielkie nadzieje na przemiany demokratyczne na Czarnym Kontynencie.
Zanim zdesperowana młodzież stolicy kraju Wagadugu ruszyła na pałac prezydencki, biskupi katoliccy ogłosili list pasterski, który wywołał w całym kraju efekt moralnej i politycznej bomby. W lipcu 2013 roku 63-letni prezydent Compaoré pierwszy raz zasugerował, że będzie dążył do takiej zmiany konstytucji, by zapewnić sobie trzy kolejne kadencje – dodatkowe 15 lat rządzenia. Za pośrednictwem poddanego mu parlamentu już dwa razy w ten sposób przedłużał sobie władzę, podczas gdy kraj systematycznie cofał się w rozwoju (analfabetyzm wzrósł o ponad 100 proc.). Kościół Burkina Faso nie mógł dłużej milczeć. „60 proc. ludności naszego kraju ma mniej niż 20 lat. Ta młodzież jest sfrustrowana i zagubiona z powodu braku wzorca społecznego. Przykład, który dają jej ludzie związani z władzą, jest negatywny, przesiąknięty korupcją i klientelizmem” – pisali biskupi. Zwrócili też uwagę, że prawie 44 proc. ludności żyje poniżej progu nędzy, a bogactwo „pozostaje domeną wąskiej grupy dzielącej władzę polityczną i finansową. Korzysta ona z dóbr państwowych dla prywatnych celów”. Głos biskupów wyszedł daleko poza ok. 20-procentową wspólnotę katolicką – był dyskutowany w środowiskach protestanckich i muzułmańskich. Kiedy rok później, pod koniec października, prezydent szykował się do ostatecznego przepchnięcia swojej poprawki konstytucyjnej, ludzie nie wytrzymali.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jerzy Szygiel