Protesty w Kijowie nie tylko obaliły władzę prezydenta Janukowycza, ale także zmieniły Ukrainę i Europę. Zachód został zmuszony do odpowiedzi, jakie są granice tolerancji dla agresywnej polityki Rosji.
Protest na Majdanie, trwający blisko 3 miesiące, miał kilka różnych faz. Zaczęło się od pokojowych demonstracji, które na początku tego roku przemieniły się w regularne starcia uliczne. W ciągu ostatnich dni lutego na ulicach Kijowa toczyła się już regularna wojna domowa, w której padło ponad stu zabitych, a kilkaset osób było rannych. Bezpośrednią przyczyną protestów były wydarzenia związane z planowanym na 28 listopada 2013 roku w Wilnie szczytem Partnerstwa Wschodniego, na którym Ukraina miała podpisać umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską. Prezydent Wiktor Janukowycz kilka razy zmieniał zdanie w tej kwestii. Latem 2013 r. obiecywał, że Ukraina umowę podpisze. Postraszony przez Putina wycofał się z tych obietnic i ogłosił, że musi negocjować lepsze warunki. Jednak w listopadzie 2013 roku Rada Najwyższa, ukraiński parlament, głosami komunistów oraz Partii Regionów odrzuciła reformę prawa wyborczego i prokuratury generalnej oraz nie przyjęła ustawy umożliwiającej wyjazd na leczenie przebywającej w więzieniu byłej premier Julii Tymoszenko. To były jedne z warunków, jakie Unia postawiła Ukrainie w trakcie negocjacji stowarzyszeniowych. 21 listopada 2013 roku rząd premiera Mykoły Azarowa ogłosił wstrzymanie przygotowania do podpisania umowy stowarzyszeniowej. Formalnie przyczyną były kwestie ekonomiczne. Rosja zagroziła Kijowowi dotkliwymi sankcjami gospodarczymi, gdyby zdecydował się podpisać umowę z Unią. Jednocześnie jednak rząd podpisał szereg umów gospodarczych z Rosją. Oznaczało to akceptację planu prezydenta Władimira Putina, reintegracji przestrzeni postsowieckiej w ramach unii politycznej i gospodarczej skupionej wokół Moskwy. Pomysł Janukowycza, aby balansować między Wschodem i Zachodem, ciągnąc z obu stron osobiste korzyści, ostatecznie wyczerpał się. Nikt jednak nie przewidywał, że fiasko tej polityki będzie detonatorem tak wielkiego społecznego niezadowolenia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski