My niewierzący? Uwierzymy, we wszystko, co nam podadzą
Gdy do znanej biblistki prof. Anny Świderkówny zadzwonił kiedyś facet podający się za ateistę ta grzecznie odparowała: „Rozumiem. Czyli pan wierzy, że Boga nie ma?”. „Nie! Ja w nic nie wierzę!” – wybąkał zaskoczony, kompletnie zbity z tropu rozmówca.
– My Niemcy niewierzący? My jesteśmy bardzo wierzącym narodem. Uwierzymy, we wszystko, co nam podadzą – zażartował kiedyś gorzko kard. Joachim Meisner.
Spotkałem wykształconych ludzi, którzy nie mogli przyjąć historycznej prawdy o tym, że przed dwoma tysiącami lat po Galilei spacerował Jezus, syn Józefa, a z utęsknieniem wypatrywali UFO, które miało wylądować na górze Ślęży.
Widziałem pracowników uniwersytetu, którzy bali się kupić w komisie kilkudziesięcioletnią lampę. A nuż ma w sobie złą energię, którą wchłonęła w domu, w którym dotąd stała?
Koniec o innych. „Pamiętaj, skąd spadłeś, i nawróć się” – przypomina dziś Słowo.
Skąd spadłem?
Z nieba? Znał mnie przed założeniem świata? Czekał na mnie? Widział mnie stukającego w klawiaturę te słowa? Wiedział, że to wszystko, w co się zaplątałem dobrze się skończy? Naprawdę?
Mam „podjąć pierwsze czyny”, przypomina spacerujący między siedmioma złotymi świecznikami. Jakie były moje „pierwsze czyny”? Raczkowanie? Gaworzenie? Ufność, że rodzice są obok więc jestem całkowicie bezpieczny? Rzucenie się im na szyję?
Marcin Jakimowcz