Helmut Kohl napisał książkę, w której krytykuje „izolację” Rosji przez państwa Zachodu. Były kanclerz RFN nie zauważył, że od czasu misiowatego Jelcyna sytuacja na Kremlu się zmieniła.
03.11.2014 10:10 GOSC.PL
Były kanclerz Niemiec Helmut Kohl napisał książkę, w której odnosi się do aktualnych tematów politycznych. Pozycja ma ukazać się w środę, ale już wywołuje kontrowersje – z dostępnych fragmentów wynika bowiem, że ekspolityk krytykuje europejskie podejście do Rosji. Jego zdaniem niepotrzebnie się ją izoluje, a zupełnym błędem było to, że państwa grupy G7 spotkały się w czerwcu bez udziału Rosji. Kohl uważa, że Zachód powinien uważać, by „nie przegrać tego wszystkiego, co już raz osiągnęliśmy”. Pisząc to ma na myśli dobre relacje z Rosją.
By zrozumieć jego obawę, trzeba mieć na uwadze jego polityczną biografię. Helmut Kohl został kanclerzem w 1982 roku, w okresie ostrego konfliktu między kapitalistyczno-demokratycznym Zachodem i komunistyczno-autorytarnym Wschodem. W latach 80-tych obserwował powolny upadek bloku wschodniego i pierestrojkę. Za jego długiego, bo trwającego aż 16 lat urzędowania Zachód zdołał pokonać Imperium Zła, a sam Kohl osiągnąć swój historyczny sukces: zjednoczenie Niemiec, które nie odbyłoby się bez wypuszczenia z rąk NRD przez Związek Sowiecki. Lata 90-te XX wieku to czas daleko idącego ocieplenia relacji między RFN a Rosją – którego wymownym symbolem mogły być wspólne „posiedzenia” Kohla i rosyjskiego prezydenta Borysa Jelcyna w saunie.
Gdy prezydentem Rosji został Władimir Putin, Kohl od dwóch lat był już poza polityką. Publikował dzienniki, spisywał wspomnienia, ale już nie obserwował z bliska, jak polityczną współpracę obu krajów pogłębia jego następca na fotelu kanclerskim, Gerhard Schröder. I nie zauważył także, że Putin zamienia słabą postkomunistyczną Rosję w autokrację o imperialnych zapędach.
Jeśli Kohl formułuje swoje opinie rzeczywiście „z troski o Europę” (taki tytuł nosi jego książka) powinien zauważyć, że czasy się zmieniają. Dziś Rosja wymaga surowego traktowania przez Zachód – i akurat wykluczenie Rosji z grupy G-7 to i tak delikatna reakcja na agresywną politykę Moskwy wobec Ukrainy (pikanterii sprawie dodaje fakt, że Rosja weszła do tego grona, zwanego od tego czasu G8 lub G7+Rosja, dzięki staraniom… właśnie Kohla). Może z bólem patrzeć na to, że jakiś czas temu skończył się okres odprężenia między Rosją a państwami europejskimi. Niemniej to nie (bezpośrednio) wina Niemiec, Francji czy USA, ale właśnie Putina, za którego rządów Rosja wraca na imperialne tory.
Stefan Sękowski