Albo nowy parlament przełamie impas społeczny i gospodarczy na Ukrainie, albo w rocznicę kijowskiego Majdanu ludzie znów wyjdą na ulice.
27.10.2014 11:16 GOSC.PL
Wojna na Wschodzie zmieniła geografię wyborczą Ukrainy. Zabór Krymu, secesja Doniecka i Ługańska, a także przyspieszone dojrzewanie świadomości narodowej wielu mieszkańców rejonów zagrożonych wojną spowodowały, że praktycznie zniknęły z ukraińskiej sceny partie prorosyjskie: komuniści i Partia Regionów byłego prezydenta Janukowycza. Oznacza to, że zniknął utrzymujący się przez blisko 20 lat podział na głosujące odmienienie elektoraty na Zachodniej i Wschodniej Ukrainie. To z pewnością przełomowy moment w historii tego kraju.
Sukces osiągnęła ekipa, która zdobyła władzę w wyniku protestów na Majdanie – Front Ludowy premiera Arsenija Jaceniuka oraz prezydencki Blok Petra Poroszenki. Oni stworzą koalicję rządzącą, zapewne z ugrupowaniem „Samopomoc” Andrija Sadowego, mera Lwowa. Popularność w całym kraju „Samopomoc” zdobyła hasłami decentralizacji władzy. Sadowy postawił na nowych ludzi, którzy dotychczas nie byli w wielkiej polityce. Pomogła mu także wysoka frekwencja w obwodach na Zachodniej Ukrainie. Schodzi ze sceny Julia Tymoszenko, której „Batkiwszczyna” walczy o przekroczenie progu wyborczego.
Kiepski wynik otrzymali nacjonaliści. „Swoboda” ma wynik znacznie gorszy, aniżeli przed dwoma laty. „Prawy Sektor”, którym stale straszy Moskwa, otrzymał śladowe wsparcie. Będą w parlamencie radykałowie Ołeha Laszki, ale to populistyczne ugrupowanie bardziej koncentruje się na kwestiach socjalnych aniżeli narodowych. Nie znamy jeszcze wyników z okręgów jednomandatowych, ale prawdopodobnie i tam zwyciężą kandydaci z trzech głównych sił politycznych. W polityce zagranicznej oznacza to kontynuację kursu zbliżenia z Unią Europejską oraz pacyfikację konfliktu w Donbasie, według ustaleń z Mińska. Donbas faktycznie przestał być częścią Ukrainy i rozwiązanie jego statusu będzie jednym z najważniejszych problemów stojących przed nową Radą Najwyższą.
Wybory nie odbyły się w 27 okręgach na Wschodzie. Nie głosowało także wielu uchodźców, co powoduje, że ich rezultat nie jest w pełni reprezentatywny dla całego społeczeństwa. Ważne jednak, że się odbyły i wyłoniły parlament, który ma demokratyczną legitymację. Gorzej, że ujawniły rosnącą apatię wyborców. Rosyjska agresja to tylko część problemów Ukrainy. Byłem w przeddzień wyborów we Lwowie. Wszyscy moi rozmówcy podkreślali ogromne rozczarowanie polityką. Nawet ci, którzy zimą stali na miejscowym Majdanie albo jeździli do Kijowa. Nic się nie zmieniło w stylu sprawowania władzy oraz powszechnej korupcji. Ludzie nie oczekiwali cudów, wiedzieli, że sytuacja jest trudna, wymaga wyrzeczeń i lat ciężkiej pracy. Spodziewali się jednak, że system będzie nieco sprawniejszy, a ludzie traktowani bardziej przedmiotowo. Wierzyli, że przynajmniej część urzędników przy załatwianiu spraw przestanie zadawać rytualne pytanie: "A co ja z tego będę miał". Zamiast tego przyszła wojna na Wschodzie, której nikt tutaj nie chce. Bogatsi i sprytniejsi wykupili swoje dzieci albo wysłali je na studia za granicę, m.in. do Polski. Tych, których zmobilizowano, po krótkim szkoleniu, słabo uzbrojonych wysłano na Wschód.
Straty wśród nich są duże. Dzisiaj jednak nikt zdjęć zabitych żołnierzy nie umieszcza na honorowej tablicy w centrum miasta, jak to miało miejsce zimą. Jeśli ktoś dostał się do niewoli, jego rodzina często pozostaje bez wsparcia i pomocy, poza wolontariuszami, którzy z wielkim poświęceniem zastępują państwo. Sytuacja ekonomiczna jest trudna. Rosną inflacja i ceny. Ukrainie brakuje węgla, gdyż wiele kopalń w Donbasie musiało przerwać wydobycie. Jeśli nowa Rada Najwyższa nie przekona obywateli, że sprawy Ukrainy idą w dobrą stronę, w rocznicę Majdanu ludzie znów wyjdą na ulice, podnosząc postulaty sprzed kilku miesięcy, których nie zrealizowano.
Andrzej Grajewski