Ratownicy prowadzący w kopalni Mysłowice-Wesoła akcję poszukiwawczą zaginionego górnika w środę wieczorem nadal wypompowali wodę z blokującego im drogę rozlewiska – przekazał rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego Wojciech Jaros.
Rozlewisko w zagłębieniu terenu (tzw. muldzie) wypełniła woda napływająca z górotworu oraz – prawdopodobnie – z uszkodzonego w następstwie wypadku rurociągu (odciętego krótko później). Ratownicy rozpoczęli próby usuwania przeszkody w poniedziałek, jednak na dobre udało się im rozpocząć pracę we wtorek – wcześniej kilkukrotnie byli wycofywani po czasowych wzrostach stężeń niebezpiecznych gazów. Do środowego wieczora wypompowali z rozlewiska ok. 600 m sześc. wody.
„Patrząc w poziomie jego lustro przesunęło się o dziesięć metrów. Aby dojść do głębokości około pół metra, czyli takiej, przy której ratownicy będą w stanie przechodzić na drugą stronę i wieszać dalsze elementy lutniociągu, trzeba usunąć jeszcze ok. 380 m sześc. wody” - przekazał w środę wieczorem Jaros. „Obecna wydajność pomp to ok. 440 litrów na minutę. Można więc zakładać, że o ile nie zajdą okoliczności opóźniające pracę, do rana ratownicy będą posuwać się naprzód przez tę pierwszą muldę” - dodał rzecznik KHW.
Z jego danych wynika, że w rejonie, w którym prowadzona jest akcja ratownicza, w środę wieczorem pracowało 15 zastępów ratowników. Temperatura w okolicach rozlewiska oscylowała wokół 30 st. C, a wilgotność - wokół 80 proc. Skład kopalnianej atmosfery w tym miejscu stale uniemożliwiał pracę bez aparatów oddechowych.
W środę rano przedstawiciele sztabu akcji podawali, że wraz z pompowaniem trwają prace profilaktycznie, które po odnalezieniu i wywiezieniu zaginionego górnika umożliwią zamknięcie rejonu zagrożenia. Nie można wykluczyć, że po wypompowaniu wody z obecnego rozlewiska ratownicy napotkają kolejne – w następnej muldzie. Nie wiadomo też np., w jakim stanie na ostatnim odcinku ich drogi są stojaki wzmacniające obudowę wyrobiska. Ratownicy będą mieli do przejścia ok. 170 m.
Dzięki przewietrzaniu w zagrożonym rejonie poprawiła się widoczność - do ok. 15 metrów (wcześniej była ograniczona nawet poniżej metra). Stężenia gazów utrzymywały się od wtorku na stosunkowo bezpiecznym poziomie. Jeśli wskazania nie pogorszą się, po odpompowaniu wody ratownicy będą mogli wejść głębiej, przedłużając przewietrzający wyrobisko lutniociąg oraz tzw. linię chromatograficzną, dzięki której można stale badać dokładny skład atmosfery.
W środę rano kierownik działu energomechanicznego kopalni Grzegorz Standziak był m.in. pytany, co działo się w tym rejonie bezpośrednio przed wypadkiem. Potwierdził, że ratownicy prowadzili prace profilaktyczne związane z zagrożeniem pożarowym – związane z planowanym później zatłaczaniem mieszaniny wodno-pyłowej do zrobów ściany (zroby to przestrzenie po eksploatacji węgla, w których może gromadzić się metan lub w których może dochodzić do tzw. samozagrzewania węgla i – wskutek tego – do tzw. pożarów endogenicznych - PAP).
Inżynier przypomniał, że ratownicy górniczy często zjeżdżają na dół, nie tylko po to, by prowadzić akcję ratowniczą, ale także do wykonywania „normalnych prac”. Przyznał też, że w ostatnim okresie w kopalni notowano przekroczone dopuszczalne stężenie metanu (powyżej 2 proc.), co nie jest niczym niezwykłym w kopalni o wysokim stopniu zagrożenia metanowego. Zapewnił, że zgodnie z procedurą zawsze w takich przypadkach wycofywano załogę z zagrożonego rejonu.
W poniedziałek wieczorem minął tydzień od katastrofy w mysłowickiej kopalni. Na poziomie 665 m doszło prawdopodobnie do zapalenia bądź wybuchu metanu. W strefie zagrożenia znajdowało się wówczas 37 górników. 36 wyjechało na powierzchnię, 31 trafiło do szpitali. 42-letniego kombajnisty dotąd nie odnaleziono. W poniedziałek rano w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich zmarł jeden z najciężej rannych, 26-letni górnik.
W środę w siemianowickiej „oparzeniówce” nadal leczonych było 21 najciężej poszkodowanych w wypadku. Lekarze relacjonowali m.in., że stan jednego z najciężej rannych był „ekstremalnie krytyczny”, stan innego „krytyczny”, natomiast "zauważalnie poprawiały się monitorowane parametry stanu zdrowia" u pozostałych czterech górników z oddziału intensywnej terapii.
Okoliczności wypadku wyjaśniają Prokuratura Okręgowa w Katowicach i Wyższy Urząd Górniczy.