Świadectwo ojca, który odkrył zakamuflowaną deprawację w programie szkoły swej córki. A także propozycje dla każdego rodzica w Polsce - na końcu tekstu.
Kilka dni potem otrzymałem mail-a od Przewodniczącej RR, że zwołuje nadzwyczajne zebranie RR 30 września (wg Ustawy o systemie oświaty jest to ostatni dzień na uchwalenie programów profilaktycznego i wychowawczego). Na zebraniu okazało się, że żaden z członków Rady Rodziców nie wiedział o „edukacji seksualnej” w szkole!!! Można przyjąć założenie, że w takim razie większość rodziców nie wiedziała o tym programie!!!
Zdałem relację z moich doświadczeń. Stał się cud: Rada Rodziców przegłosowała, że uczestnictwo ucznia w edukacji seksualnej wymaga pisemnej zgody rodzica.
Wcześniej rodzice nie zgłaszali sprzeciwu, bo nie wiedzieli o planach „edukowania seksualnego” ich dziecka. Obecnie, jeśli nie będą o tym wiedzieli i nic nie zgłoszą, to ich dziecko nie będzie „edukowane seksualnie”. Jest to odwrócenie sytuacji o 180 stopni. W ten sposób można uratować większość dzieci przed deprawacją seksualną w szkole.
Jestem zaskoczony nie tym, że wygrałem z „Edukatorami seksualnymi”, ale tym, że wygrana przyszła tak łatwo. Zaskoczyła mnie również pozytywna reakcja zarówno rodziców, dyrektora oraz Rady Pedagogicznej. Jak się tak głębiej zastanowić, to „promotorów edukacji seksualnej” w tej szkole można policzyć na palcach jednej ręki. Trudno mi to pojąć, że kilka osób mogło narzucić większości seksualizację dzieci. Wygrałem bitwę z Goliatem, ale wojna w całej Polsce trwa nadal.
W tej sytuacji mam dwie propozycje dla rodziców w całej Polsce:
Idealnie byłoby, abyśmy dotarli z „Oświadczeniem” do wszystkich rodziców.
Andrzej K. (dane autora znane redakcji)