W sprawie wygwizdywania można zauważyć rozpowszechnioną mentalność Kalego.
Nie chodzi mi o gwizdanie podczas porannej toalety, czy też na gołębie kołujące nad gołębnikiem, ale o wygwizdywanie kogoś, by okazać naszą dezaprobatę. Wygwizdywanie jest niekiedy zastępowane buczeniem. Podczas mistrzostw świata w siatkówce, przed meczem Polski z Amerykanami, został wygwizdany Donald Tusk. Minę miał doprawdy nietęgą. Tym bardziej że przecież w programie Tomasza Lisa publiczność zgotowała mu owację na stojąco. Wydaje się, że większość ludzi akceptuje wygwizdanie jako formę wyrażenia negatywnych odczuć ludu wobec osób publicznych. Różnice zdań dotyczą raczej tego, kogo należałoby wygwizdać. Przedmiotem sporu bywają też czas i miejsce wygwizdania. Tak jest na przykład w przypadku buczenia i gwizdów na niektórych przedstawicieli władzy przy okazji obchodów rocznic powstania warszawskiego na Powązkach. Przypominam sobie także zachowanie ludzi w katedrze podczas zaplanowanego ingresu abp. Wielgusa. Są jednak tacy, którzy zdają się uważać, że gwizdanie kulturalnemu człowiekowi w ogóle nie przystoi i że swój sprzeciw należy wyrażać w bardziej cywilizowany sposób. Nasuwa się jednak pytanie, w jaki sposób? Bo w świecie zaprzyjaźnionych z władzą mediów nie ma wiele przestrzeni, by ktoś usłyszał głos dezaprobaty ludu. Ponadto bywa, że nie gwizdać to wstyd. W sprawie wygwizdywania można zauważyć rozpowszechnioną mentalność Kalego. Kiedy gwiżdżą na „naszego”, oburzamy się chamstwem gwiżdżących. Kiedy wygwizdują tego, kogo nie lubimy, odczuwamy satysfakcję, choć niekiedy ją skrywamy. Można w takiej sytuacji usłyszeć „inteligencki” komentarz: „Jestem przeciwnikiem gwizdania, ale rozumiem gwiżdżących…”. Często zależy od „miejsca siedzenia” to, czy jakieś wygwizdanie określane jest jako chuliganeria, a nawet faszyzm, czy też jako przejaw mądrości bezsilnego ludu. Ów lud niekiedy ma rację i gwizdanie staje się rzeczywiście głosem po stronie prawdy i dobra. Ale nie zawsze. Na przykład ci, którzy buczeli (nie wiem, czy gwizdali) na Jezusa, domagając się Jego ukrzyżowania, racji nie mieli. Co zatem z pytaniem zawartym w tytule? No cóż! Nie ma przykazania, które by rzuciło jakieś jednoznaczne światło na problem wygwizdywania. Niech każdy zatem gwiżdże lub nie gwiżdże w zgodzie z własnym sumieniem i poczuciem stosowności.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks Dariusz Kowalczyk SJ