Prawda nie leży pośrodku między jasnością a ciemnością, lecz pośrodku jasności.
Jadąc do pracy, włączyłem radio, aby zwyczajowo wysłuchać rozmowy z zaproszonym do studia politykiem. Czasem robię to z autentycznym zainteresowaniem, a czasem z zainteresowaniem. Tym razem jednak usłyszałem głos Janusza Palikota. Gdy zaczął mówić, przypomniał mi się fragment z „Dzienniczka” św. Faustyny, którego słuchałem z płyty poprzedniego dnia. Utkwił mi w myślach taki fragment: „Przed Komunią św. Jezus dał mi poznać, abym stanowczo nie dawała posłuchu w rozmowie z jedną Siostrą, bo Mu się nie podoba jej przebiegłość i chytrość. Córko Moja, nie wypowiadaj do tej osoby ani swoich poglądów, ani swego zdania”.
Wyłączyłem radio. No właśnie – to nie jest obojętne, komu pozwalam do siebie mówić i jakie treści wpuszczam do swojego umysłu. I nie jest obojętne, z kim wchodzę w dialog, choćby tylko myślowy. Po co mi trucizna od samego rana? Czemu ze swoimi myślami mam mieszać myślenie kogoś, o kim wiem, że trwa w głębokim błędzie? Czym to może poskutkować, jeśli nie zainfekowaniem rozumowania?
Skoro Jezus przestrzega przed gadaniem chytrej zakonnicy, to dlatego, że nawet takie rzeczy mają zły wpływ na życie duchowe.
„Wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa” – mówi św. Paweł (Rz 10,17). No tak – słowo Chrystusa rodzi wiarę. Słowo kogoś, kto bez żadnej wątpliwości robi propagandę diabłu (to bez znaczenia, czy w niego wierzy), rodzi śmierć.
Zapewne wielu zaprzeczy takiemu stawianiu sprawy, bo „przecież trzeba wiedzieć, co myśli wróg”, i takie tam. Z powodu takiego gadania mnóstwo ludzi każdego dnia upada. Diabłu udało się im wmówić, że prawdę osiąga się przez wymieszanie w równych proporcjach wszystkich możliwych opinii. I że staną się ludźmi światłymi, gdy wpuszczą do siebie tyle samo ciemności, ile światła. To dlatego nawet osoby spełniające praktyki chrześcijańskie często nie mają oporów przed kupowaniem pism obsesyjnie antychrześcijańskich, wulgarnych, pełnych lżejszej czy cięższej pornografii. A sprzedawcy, nieraz zaangażowani katolicy, sprowadzają tę truciznę i bez żenady sprzedają, „bo klienci pytają”. No bo, a jakże, „trzeba poznać wroga”.
Nieprawda. Trzeba poznać Przyjaciela. A kto Go pozna, według Niego zacznie dobierać sobie znajomych. Będzie szukał Jego przyjaciół i z nimi będzie rozmawiał. I będzie dla niego jasne, że flirtowanie z wrogami Przyjaciela nie jest żadnym „obiektywizowaniem przekazu”, lecz zdradą. Bo prawda nie leży pośrodku między światłem a ciemnością, lecz w świetle. Nie między dobrem a złem, lecz w dobru. Czy mąż będzie „obiektywny” wobec żony, gdy na małżeński sposób pozna tuzin innych pań?
Jesteśmy karmieni propagandą ciemności w imię „dialogu”, ale to żaden dialog. To haczyk zgubnej ambicji, który łykają ci, których nie stać na odwagę odejścia. Bo nie każdą rękawicę wolno podejmować – nie tę, która jest pokusą.
Jezus przestrzegł, że „z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu (Mt 12,36). Tu mowa o słowie bezużytecznym, a co dopiero jeśli słowo zabija.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak