Małżeństwo z rozsądku

Na całym świecie nie słyszano o silniejszym związku politycznym, w którym byłoby tak mało związku uczuciowego.

Powyższe słowa wypowiedział angielski pisarz Daniel Defoe, gdy w 1707 roku doszło do unii Anglii i Szkocji, która dała początek Zjednoczonemu Królestwu. Dodajmy: unii, o której przesądziło ostatecznie przekupienie części posłów szkockich, a w którym to przekupstwie brał udział również cytowany Defoe. Niezależnie od okoliczności i całej kuchni faktem jest, że ani wtedy, ani przez kolejnych trzysta lat „sytuacja uczuciowa” tego związku nie uległa specjalnej zmianie. Szkoci pamiętali Anglikom wielowiekowe najazdy i własną obronę niepodległości, Anglicy uważali, że Szkoci są na ich utrzymaniu. I jedni, i drudzy powtarzali o sobie dowcipy, które najczęściej miały pokazać tych drugich jako wyjątkowych skąpców – w czym akurat Anglicy okazali się bardziej przekonujący, bo świat generalnie powtarza dowcipy o skąpych Szkotach, podczas gdy każdy Szkot wie, że wyjątkowym skąpcem jest każdy Anglik. Choć trzeba też przyznać, że na niekorzyść Szkotów przemawia właśnie fakt przekupienia paru polityków za cenę niepodległości. Chwileczkę, ale za to szkoccy posłowie mocno się targowali – mówią w obronie własnej Szkoci.

Pomijając różne niuanse kulturowe i charakterystyczne dla „starego dobrego małżeństwa” spory, warto pamiętać również o tym, że Szkotom udało się wejść w ten związek z Anglią na dość korzystnych warunkach. Jak pisze Norman Davies w swoim monumentalnym dziele „Wyspy”, Szkoci „byli narodem biednym, ale niepokonanym, i wymusili na Anglii o wiele więcej ustępstw niż wcześniej przyznano Walijczykom, a później Irlandczykom”. Więcej autonomii uzyskali wprawdzie dopiero w 1997 roku (własny parlament i rząd), ale mimo to trwanie w Zjednoczonym Królestwie nie doskwierało im tak bardzo nawet wcześniej.

Wynik wczorajszego referendum z jednej strony potwierdza ten stan rzeczy. Bo mimo prawie 45 proc. głosów za niepodległością, to nie jest grupa obywateli, która „od wieków” chciała zerwania z Anglią. Przeciwnie, kiedy Alex Salmond, lider Szkockiej Partii Narodowej, rozpoczynał kampanię najpierw w kierunku zgody na referendum, startował z ok 25, w porywach 30 proc. poparciem dla idei niepodległości. Mocna kampania oczywiście zrobiła swoje i dlatego do końca nie można było byc pewnym wyniku głosowania. Ale wśród głosujących na TAK byli przecież i ci, którzy do samego końca wahali się. Rozumieli argumenty i jednej, i drugiej strony. I choć pewnie są rozczarowani wynikiem głosowania, to prawdopodobnie nie tak, jak miałoby to miejsce w społeczeństwie, które od wieków nie żyje niczym innym, jak tylko marzeniem o niepodległości.

Z drugiej jednak strony – prawie 45 proc. wynik na TAK jest też ogromnym kapitałem dla zwolenników rozwodu ze Zjednoczonym Królestwem. Nie bez powodu Alex Salmond, uznając wynik głosowania, powiedział zarazem, że „tym razem” Szkoci nie wybrali niepodległości. „Tym razem”, to znaczy – nie składamy broni. Tym bardziej, że on sam wie, że nawet głosujący przeciwko niepodległości niekoniecznie robili to z miłości do Londynu. Niepodległość wydawała im się jednak zbyt dużym ryzykiem, skokiem w nieznane, na który nie chcą się narażać.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Jacek Dziedzina