Kosztujące miliardy urządzenia naukowe, trwające całe tygodnie eksperymenty, ale sposób taki sam jak w dzieciństwie. Jeżeli chcesz się dowiedzieć, co jest w środku pudełka, musisz je bez litości rozwalić. Tak działa fizyka cząstek elementarnych, która stara się odpowiedzieć na pytanie, co jest najmniejszym kawałkiem materii.
Podstawowy problem polega na tym, że aby w ogóle mówić o rozmiarach przedmiotów, muszą mieć one „ostre” granice. Obiekty, które nas otaczają, stół, książka, filiżanka czy komputer, z naszego punktu widzenia rzeczywiście mają ostre granice. Ale im niżej schodzimy, im głębiej zaglądamy, tym sprawa bardziej się komplikuje. O wyznaczeniu dokładnych rozmiarów atomu można już zapomnieć. Podobnie jest z elektronem, którego rozmiar w ogóle dość trudno określić. Materia na tym poziomie nie przypomina bowiem małych kulek czy kamyczków, tylko raczej obłoczki. Obłoczki, których kształt nie musi być cały czas taki sam, tylko zależy od otoczenia. Jądra atomów niekoniecznie muszą być kulkami, mogą mieć kształt np. stożków.
To wszystko nie oznacza oczywiście, że naukowcy nie interesują się rozmiarami obiektów w mikroświecie. Znaczy tylko, że w przeciwieństwie do świata makro trzeba do tych pomiarów podchodzić ze sporą tolerancją. Nie ma wątpliwości, że zrozumienie tego, jak zbudowana jest materia w najmniejszych skalach, da odpowiedź dotyczącą struktury materii w skali największej, a więc całego wszechświata. To, co dzisiaj zajmuje cały kosmos, kiedyś, w chwili Wielkiego Wybuchu, było ściśnięte do rozmiarów cząstki najmniejszej z najmniejszych. Czy to nie jest fascynujące?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek