1Winnica w Starym Testamencie jest obrazem narodu wybranego.
tomasz.jaklewicz@gosc.pl
„Winnicą Pana Zastępów jest dom Izraela” – czytamy u Izajasza (5,7). Metafora winnego krzewu i winnicy pojawia się także w nauczaniu Jezusa. Winnicą Pana jest Kościół, który jest kontynuacją Ludu Bożego Starego Przymierza. Gospodarz, czyli sam Bóg, posyła ludzi do pracy w winnicy. Rozdziela powołania. Jakie jest moje konkretne powołanie, czyli zadanie w Bożej winnicy? Czy czuję się w niej najemnikiem, czy współpracownikiem Boga, dumnym, że mogę wnieść swoją cząstkę życia, potu, zdrowia w to wielkie dzieło? Jezus na drogach świata szuka tych, którzy stoją bezczynnie, aby ich zaprosić do zaangażowania. Tak działa Kościół, to też bywa naszym zadaniem – zamieniać obserwatorów życia w uczestników, współtwórców Bożego dzieła.
2Ta przypowieść mówi też o tym, że nierówności między ludźmi są czymś normalnym. Tak jest i trzeba się z tym pogodzić. Jedni dają z siebie więcej, inni mniej. Są ludzie mniej lub bardziej zdolni (pracowici, oddani). Są różne historie, różne powołania, różne drogi, różne stopnie gorliwości, zaangażowania. Każdy ma swój czas – czas powołania, nawrócenia, dojrzewania, swój czas łaski i czas próby. Przypowieść jest w pierwszym znaczeniu aluzją do Narodu Wybranego, który już długo pracował w Bożej winnicy, a teraz niektórzy Izraelici mogą się bulwersować, że do królestwa Bożego zaproszeni zostają poganie. Ale oczywiście chodzi nie tylko o Żydów. Popełniamy często ten błąd, że porównujemy się z innymi. Prawie zawsze wychodzi nam, że inni mają lepiej. To my dajemy dużo, a otrzymujemy za mało. Pretensje pracowników zatrudnionych najdłużej przypominają bunt starszego brata z przypowieści o synu marnotrawnym. „Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” – to zdanie Gospodarza jest bardzo mocne. Nakłuwa balon, w którym odkładamy wszystkie nasze urazy do Boga, do świata, do Kościoła. Czy to „złe oko” nie bierze się głównie z naszej zazdrości, pychy, kompleksów?
3Ta przypowieść mówi też o tym, że sprawiedliwość i miłosierdzie muszą się dopełniać. Gospodarz płaci każdemu to, co mu się należy, zgodnie z umową (wypełnia sprawiedliwość). Ci, którzy pracowali tylko godzinę, dostają także całą dzienną pensję. To wygląda bardziej na gest miłosierdzia przekraczający miarę sprawiedliwości. Czym jest ów jeden denar? Jest symbolem Bożego wynagrodzenia. Ale to bardziej dar niż zapłata. Bo denarem jest sam Bóg, Jego miłość jest nagrodą. Niebo – to wspólnota z Nim. Gdy w grę wchodzi miłość, ekonomia nie ma zbyt wiele do powiedzenia. W miłości jest tak, że ktoś coś daje i ktoś otrzymuje, ale nie da się tej wymiany uregulować umową o pracę. „Miłość sama przez się wystarcza. Poza sobą nie szuka dla siebie uzasadnienia ani korzyści. Jej korzyścią jest miłowanie. Miłuję dlatego, bo miłuję, miłuję po to, by miłować” (św. Bernard). Jakoś tak…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz