Wywaliłam moją mamę z serca

To wydarzyło się tego lata, w trakcie rekolekcji uzdrowienia wewnętrznego. Doświadczenie tak mocne, że nie mogę o nim nie pisać. I bardzo pragnę, by ono przyniosło owoce i uzdrowiło wszystkie poranione serca.

Co tu dużo mówić – od dłuższego czasu relacje w mojej rodzinie, szczególnie z mamą, przypominały piekło - dużo złych słów i oskarżeń bez podstawy, i te jej działania, które niemo krzyczały: ‘nic dla mnie nie znaczysz, twoje uczucia są nieważne, twoje prośby mam gdzieś’. Serce ludzkie – jak każdy pojemnik - ma określoną pojemność na otrzymywane zło. Po przekroczeniu stanu granicznego człowiek zaczyna albo nienawidzić tę drugą osobę, albo wierzyć w zło, które wmawia ta osoba. Obie ewentualności są dla serca zabójcze. Ale jest i trzecia opcja: człowiek – świadomie lub nieświadomie wyrzuca ze swego serca tę osobę, która go niszczy.

Ja wybrałam – zupełnie świadomie – opcję trzecią. Wtedy wydawało mi się, że robię to w obronie siebie i swojej psychiki, by nie zwariować z powodu tak tragicznych relacji z własną mamą, bo cierpienie z powodu braku porozumienia i ciągłego odrzucania przez mamę było nie do opisania. Po prostu mentalnie wywaliłam moją mamę z serca, tak, jak odrzuca się ciężar, który nie pozwala dalej iść albo jak wyrzuca się zatrute jedzenie, które stanowi zagrożenie dla życia.

Co dziwniejsze – to opróżnienie serca z własnej matki nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Wcale nie było mi lepiej. Wręcz odwrotnie – wszystko jeszcze bardziej się pogorszyło. Atmosfera w domu stała się nie do zniesienia.

Muszę dodać, że nie znam swego biologicznego ojca, nigdy o nim nie myślałam, nie mam go w sercu, więc moje serce zostało absolutnie osamotnione!

Tego lata Pan Jezus pokazał mi wyraźnie, jak wielki popełniłam błąd. Wyrzucając moją matkę z serca, zburzyłam zaplanowany przez Boga porządek, w którym ta a nie inna osoba ma pozycję matki i przez ten fakt – bez względu na to, jak się zachowuje względem mnie – ma zagwarantowane miejsce w moim sercu. Bo taki jest Boży plan. Jezus pokazał mi, że owo działanie – w moim pojęciu w obronie własnego serca i psychiki - zamiast je uratować, jeszcze bardziej je zniszczyło. To była po prostu logika złego ducha. Dałam się nabrać na zło owinięte w złoty papierek z napisem ‘dla swego dobra wyrzuć matkę z serca’.

- No dobrze, Panie Jezu, ale jak to wszystko naprawić? Moje serce jest tak poranione złymi słowami i złymi działaniami matki, że nie jestem zdolna, by ją na nowo do siebie przyjąć.

I wtedy Pan Jezus przypomniał mi, jak działa mechanizm przebaczenia: wystarczy decyzja woli, że chcę przebaczyć w Imię Jezusa - i wtedy sam Jezus przejmuje wszystko w swe ręce, aby mocą Bożą doprowadzić akt przebaczenia do końca.

Tu podobnie – miał wystarczyć sam akt wolnej woli, mimo bardzo zranionych uczuć, że chcę przyjąć mamę do serca. Po prostu decyzją woli miałam wprowadzić mamę do swego serca ponownie. I to nie tylko mamę! Jezus zwrócił mi uwagę, że ta wola przyjęcia ma dotyczyć także mojego biologicznego ojca!

- No dobrze, Panie Jezu, ale jak ja mam to zrobić? Tak trudno otworzyć drzwi i zaprosić do siebie kogoś, kto zrobił tyle krzywdy. A swego ojca nawet nie znam.

- A jak witasz upragnionych gości? – zapytał Jezus.

- No jak to jak? Zastawiam stół, piekę dobre ciasto, parzę herbatę i z radością witam miłe mi osoby.

- To zrób tak samo z mamą i tatą – powiedział Jezus.

« 1 2 »
TAGI: