Gdy Józef zbudził się, uczynił tak, jak mu nakazał anioł Pański.
Józef zadziwiał mnie od zawsze. Jak na dobrego Żyda przystało, hołdował tradycji i dokładnie planował swoje życie. Miał dobry zawód, bo cieśla w owych czasach oznaczał coś więcej niż dziś, był złotą rączką, artystą w kwestiach usuwania domowych usterek i szkód. Był więc niezależny finansowo i stanowił znakomitą partię dla panien na wydaniu. Mógł wybierać i wybrał Maryję. Ten jeden wybór pociągnął za sobą lawinę wypadków, których nie mógłby się spodziewać żaden człowiek. Odtąd stał się narzędziem w Bożych rękach, realizatorem planu zbawienia. A Józef zrezygnował ze swojego planu życiowego, nie próbował forsować własnych racji, udowadniać, że sam da radę jak na mężczyznę przystało. Choć od początku troszczył się o Maryję i chciał dla niej dobrze, ale po ludzku, oszczędzając wstydu. Po nocnym widzeniu nie protestuje, nie zadaje pytań, po prostu wypełnia polecenia anioła. I to jest moment, kiedy podziwiam go najbardziej. Wiedział, kiedy należy postąpić właściwie, bez względu na konsekwencje i komentarze. Daj mi, Panie, słyszeć Twój głos w zgiełku i pędzie życia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Elżbieta Grodzka-Łopuszyńska