Jak milczał wtedy Kościół

No właśnie – czy mamy naśladować katolików III Rzeszy?

Kard. Reinchard Marx powiedział w Warszawie: „Patrząc w przeszłość związaną z II wojną światową, z przerażeniem widzę, ilu ludzi wtedy milczało, ilu ludzi brało wtedy udział w tym strasznym wydarzeniu. Jak milczał wtedy Kościół” (przeczytaj tekst Zbyt wielu wtedy milczało).

No właśnie – kto by się odważył protestować, gdy naród niemiecki dumnie wzniósł sztandar wyższej rasy i gremialnie stanął za swoim wodzem. Można zapytać, gdzie wtedy byli niemieccy katolicy. Było ich wtedy przecież wielu, to nie to, co dzisiaj. A jednak nie protestowali w zauważalny sposób, gdy III Rzesza zaczęła krzywdzić Żydów – najpierw przez poniżanie, potem przez niszczenie ich mienia, potem przez zabójstwa. Nie protestowali, gdy Hitler zaczął sięgać po ziemie Czechów. Nie protestowali, gdy ich kraj najechał Polskę. Nie protestowali wreszcie, gdy zaczęły się deportacje ich żydowskich sąsiadów – wiedzieli przecież, że nie pojechali na wczasy.

Stanowczo – ludzie Kościoła w Niemczech nie stanęli na wysokości zadania. Na pewno nie wszyscy popierali Hitlera, ale kto by się odważył sprzeciwić, gdy wódz wokół tak uwielbiany. Z pewnością więc pojedynczy przeciwnicy dojrzałego nazizmu musieliby wiele zaryzykować, prawdopodobnie życie. Gdy dopiero dojrzewał – można było jeszcze coś robić bez utraty życia, ale wtedy trzeba by było znieść przynajmniej niechęć otoczenia i pozwolić sobie przyczepić łatkę oszołoma, który działa wbrew interesom narodu. Byłoby takim ludziom ciężko – to pewne. Tyle tylko, że – o ile ich protest nie przyniósłby skutku – przynajmniej daliby świadectwo temu, że przynależność do Kościoła oznacza coś więcej niż spełnianie praktyk pobożnych.

Ja wiem – łatwo się gada, gdy się nie ma nic do stracenia. Łatwo się gada o konieczności ukrycia Żyda, gdy dziś go nikt nie ściga i nie grozi żadnymi konsekwencjami. Ale też nie ta sprawa jest naszym dzisiejszym wyzwaniem. My dziś mamy inne ważne sprawy, za które trzeba nadstawiać karku – i teraz to one są testem naszej wierności Chrystusowi. Dziś ludzi też się morduje, tyle że o ich eksterminacji decyduje nie przynależność do narodu żydowskiego, lecz miejsce zamieszkania. Gdy mieszkają w łonach matek – mogą zostać zabite. Wystarczy, że padnie na nie podejrzenie, że są chore. To dzisiejszy morderczy rasizm i żadne prawo ani jakiekolwiek bagatelizowanie „zabiegu” nie zmienią faktu, że tu naprawdę ma miejsce bestialstwo. Tu trzeba protestować mocno, bo sprawa jest mocna. Tu trzeba mocnych środków wyrazu, takich jak wystawy antyaborcyjne, trzeba zbierać podpisy, naciskać na zmianę zbrodniczego prawa. A gdy jakiegoś katolika na to nie stać, niech przynajmniej nie dyskredytuje działań pro-life hasłami typu: „Nad dramatem trzeba się pochylić, a nie wrzeszczeć”. Dobrze – pochylajcie się, ale nie nazywajcie wrzaskiem wołania o pomoc, i to jeszcze o pomoc dla krzywdzonego maleństwa.

Gdybyśmy wiedzieli, że za ścianą mordują niewinnego dorosłego człowieka, nie umielibyśmy przejść obok tego miejsca obojętnie. A żąda się od nas, żebyśmy z uśmiechem mijali kliniki, w których morduje się dzieci. I oczekuje się od nas, żebyśmy potępiali dyrektora jednej z nielicznych klinik, w których z zasady dzieci nie mordowano.

Niedoczekanie.

Gdyby katolicy niemieccy u progu III Rzeszy zgodzili się robić za oszołomów, gdyby pozwolili się ośmieszyć, a pewnie i szykanować za stawanie w obronie krzywdzonych, może by nie powstrzymali mroku, który nadchodził. Ale przynajmniej sami stanowiliby źródła światła, które by ten mrok rozpraszały. I nikt nie musiałby mówić po latach ze wstydem: „Jak milczał wtedy Kościół”.

Jeśli wtedy katolicy popełnili błąd, to przynajmniej my dziś nie możemy go powtarzać.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak