Rada Europejska. Donald Tusk został przewodniczącym Rady Europejskiej. Szykuje się nowe otwarcie w polskiej polityce.
Kończy się najdłuższy w dziejach III RP okres panowania jednego polityka. Donald Tusk nie przegrał jednak wyborów w Polsce, wygrał za to dyplomatyczne szachy w Brukseli. Ucieka więc do przodu, na prestiżowe stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej, zastępując od 1 grudnia Hermana Van Rompuya. To koniec pewnej epoki i naruszenie status quo, tyle że w polityce polskiej, a nie europejskiej. Nowa funkcja to niewątpliwie duży prestiż, ale dużo mniejszy wpływ na realną politykę niż ten, jaki Donald Tusk wywierał przez ostatnią dekadę, nie tylko nad Wisłą. Oczywiście za wcześnie jeszcze, by przesądzać, że odchodzący premier będzie jedynie politykiem „pilnującym w Brukseli żyrandola”, czyli pełniącym raczej funkcje reprezentacyjne. Jego poprzednik, choć przez dyplomatów oceniany jako zręczny mediator, przez 5 lat nie przekonał do siebie opinii publicznej. Dla większości Europejczyków pozostał do końca postacią bezbarwną i anonimową. Tusk ma inny temperament i z pewnością będzie próbował wykonywać swoją funkcję w sposób bardziej aktywny, oczywiście o ile uda mu się pokonać barierę językową. Na razie kłopoty z angielskim ograł w swoim stylu, żartując dwuznacznie: „I will polish my English” (doszlifuję mój angielski). Zyskał tym samym czas na… uporządkowanie spraw na własnym podwórku.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Legutko