Jakie uczucia budzą się w nas, gdy widzimy poobcinane głowy naszych braci i sióstr z Bliskiego Wschodu? Czy historia rzeczywiście lubi się powtarzać?
28.08.2014 11:30 GOSC.PL
Codziennie docierają do nas informacje o śmiercionośnym pochodzie dżihadystów z organizacji "Państwo Islamskie". Mówi się, że zagrożenie, jakie wiąże się z ich działalnością, jest większe niż w przypadku Al-Kaidy. Przywódcy "Państwa Islamskiego" nie patyczkują się z niewiernymi. Brutalne zabójstwo amerykańskiego dziennikarza to tylko jeden obrazek, być może nieautentyczny, ale celowo umieszczony w Internecie, aby pokazać niewiernym z Zachodu, co ich ewentualnie czeka. Zdjęcia masowych egzekucji chrześcijan czy jezydów, odciętych głów przytwierdzonych do płotów, które też można odnaleźć w sieci, są przerażające.
Wypowiedzi przedstawicieli i sympatyków "Państwa Islamskiego", często nawet kilkunastoletnich dzieci, nie pozostawiają złudzeń - nie ma z nimi żartów. - To najbardziej skomplikowana i najlepiej opłacana organizacja, z którą mieliśmy do czynienia. To coś więcej niż organizacja terrorystyczna. Łączy ideologię, wyszukaną strategię i wielką biegłość w taktyce wojskowej. Musimy być gotowi na wszystko - powiedział niedawno Chuck Hagel, Sekretarz Obrony USA.
Kilkaset lat temu nie było telewizji, ani Internetu, ale zbrojna ekspansja islamu i zajęcie przez muzułmanów Jerozolimy, robiły na Europejczykach piorunujące wrażenie. To był szok nie tylko religijny, ale też cywilizacyjny. Pewnie gdyby wtedy istniał Facebook, krążyłyby po nim zdjęcia muzułmańskich wojowników profanujących święte miejsca chrześcijaństwa, co potęgowałoby przerażenie przeciętnego człowieka. Pojawiła się wtedy, ciesząca się do dziś złą sławą, idea wypraw krzyżowych. Jednym z jej piewców był św. Bernard z Clairvaux, którego wspomnienie obchodziliśmy 20 sierpnia. Współzałożyciel cystersów wspierał papieża Eugeniusza III, zresztą też cystersa, w apelu do władców europejskich i zwykłych obywateli o rozpoczęcie II krucjaty. To była prawdziwa wojna światów.
Dziś czasy są inne, ludzie są inni, okoliczności też są trochę inne, ale wojna światów trwa. Medialne przekazy z poczynań dżihadystów wzbudzają w ludziach bardzo różne odczucia: od smutku i współczucia, po strach, gniew, a nawet wściekłość. Gdy słucham lub czytam tu i tam wypowiedzi ludzi słusznie oburzonych egzekucją amerykańskiego dziennikarza i działalnością dżihadystów w ogóle, myślę, że niektórzy z nich, gdyby żyli kilkaset lat temu, przyklasnęliby krzyżowcom, wybaczając im nawet pewne... niedociągnięcia. Podobnie, być może niektórzy z nas, po cichu, ale przytaknęliby decyzji jeszcze paru nalotów na pozycje ekstremistów, gdyby to pomogło załatwić sprawę i pogrzebać fanatyków "Państwa Islamskiego".
Nie chcę tu teraz dywagować nad wszystkimi przyczynami i przebiegiem wypraw krzyżowych, ani tym bardziej usprawiedliwiać zła, które przy ich okazji niewątpliwie miało miejsce. Poza tym nie ma prostej analogii między okresem wypraw krzyżowych, a tym co dzieje się teraz. Ale może jest trochę tak, że oprócz tego, że historia magistra vitae est, to czasami także vita est magistra historiae? Może nie wszystko jest takie proste, jak próbuje się to przedstawiać? Może w obliczu tego, co dzisiaj dzieje się u wrót cywilizacji zachodniej, a właściwie to już w jej łonie (dżihadysta występujący na filmie z egzekucji Jamesa Foleya mówił po angielsku z londyńskim akcentem) warto jeszcze raz wrócić do historii sprzed kilkuset lat - ale już bez oświeceniowych uprzedzeń? Może czegoś moglibyśmy się mimo wszystko nauczyć?
Papież Franciszek podczas powrotu z Korei nie pochwalił amerykańskich nalotów na Irak, choć podkreślił, że świat nie może stać bezczynnie i to, co dzieje się w Iraku i w Syrii, trzeba jakoś zatrzymać. Podkreślił wyraźnie, że zatrzymać, nie znaczy bombardować, choć nie odpowiedział wprost na pytanie, czy jakaś interwencja zbrojna nie byłaby jednak usprawiedliwiona. Wezwał ONZ do konkretnych działań, a sam zadeklarował gotowość podróży do Iraku. Gdyby rzeczywiście do tego doszło, ciekawe czy udałoby mu się porozmawiać z ekstremistami tak, jak udało się to z sułtanem też Franciszkowi, tylko że temu z Asyżu?
Nie potrafię powiedzieć, jakie działania byłyby skuteczne w konfrontacji z ludźmi pokroju dżihadystów i do czego moglibyśmy się posunąć pozostając w zgodzie z Ewangelią. Już wiemy że krzyżowcom zdecydowanie nie wszystko poszło dobrze, więc pewnie nie chodzi o kopiowanie ich metod. Jednak współczesne metody w sumie niewiele różnią się od tamtych, choć mówi się, że tym razem są cywilizowane i oczywiście przede wszystkim świeckie. Chyba jednak nie ma w nich jeszcze jednego, co było wtedy i to najbardziej skazuje je na niepowodzenie - przed wiekami tzw. ludzie Zachodu, czyli wtedy Europejczycy, wiedzieli, kim są.
Na razie więc, zastanawiając się nad tym wszystkim, może warto podjąć krucjatę modlitewną i postną. Kto wie, może znów to Franciszek będzie miał rację.
ks. Wojciech Parfianowicz