W roku 1989, gdy zimna wojna wkraczała w końcówkę dziewiątej rundy, politolog Francis Fukuyama napisał niezapomniany esej zatytułowany „Koniec historii?”. I pomimo znaku zapytania w tytule, argumentacja artykułu rozwijała się w wyraźnie twierdzącą odpowiedź.
27.08.2014 14:59 GOSC.PL
Była to kreatywna interpretacja rozumowania heglowskiego, przefiltrowana przez myśl urodzonego w Rosji Francuza o nazwisku Alexandre Kojève. Doskonale wpisywała się w nastrój swoich czasów: komunizm się załamywał, wielkie dyskusje ostatnich dwóch stuleci rozstrzygały się na korzyść ekonomii wolnorynkowej i demokracji w stosunku do gospodarek sterowanych centralnie i w stosunku do autorytaryzmu. Historia rozumiana w wielkich kategoriach filozoficznych kończyła się. Sytuacja na świecie wydawała się zmierzać ku pokojowi i w tym samym momencie powiało nudną.
Dwa miesiące temu w artykule w „Wall Street Journal” mój przyjaciel Fukuyama powrócił do swego eseju z 1989 r. i zaczął w oczywisty sposób: „Rok 2014 zdaje się bardzo różnić się od roku 1989”. Faktycznie. Autorytaryzm odradza się w Rosji i w Chinach. Radykalny islam miesza w polityce światowej, tworząc front konfliktu politycznego i antychrześcijańskich prześladowań od zachodniego wybrzeża Senegalu po wschodni brzeg Indonezji. Różne eksperymenty socjalistyczne próbują powrócić w Ameryce Łacińskiej. Ale Fukuyama na dobre przykleił się do swojej analitycznej amunicji. Twierdzi, że choć stan jego wiedzy na temat rozwoju politycznego jest znacznie szerszy niż ćwierć wieku temu i choć różne narody dojdą do tego w różnym czasie, to nadal demokracja i wolna gospodarka będą charakterystyczne dla „końca historii”.
Kiedy pierwszy esej Franka Fukuyamy został opublikowany, napisałem, że historia będzie trwała nadal, bo dzieje to więcej niż polityka i ekonomia. Historia to także literatura i sztuka, przekonania religijne i moralny zapał. Motorem historii jest kultura – tę ideę przejąłem od papieża św. Jana Pawła II. Biorąc pod uwagę trudności, jakie niektóre kraje napotykają, realizując postkomunistyczne czy postautorytarne przemiany po 1989 roku, zmierzające w kierunku demokracji i gospodarki wolnorynkowej, jestem skłonny wyostrzyć ten punkt nawet bardziej, niż starałem się to zrobić w czerwcowym wykładzie w litewskiej ambasadzie w Waszyngtonie:
„(...) niezależnie od jądra prawdy w argumentacji Fukuyamy, historia w oczywisty sposób trwa nadal. Trwa, ponieważ demokracja i wolny rynek nie są maszynami, które napędzają się same.
Historia trwa, ponieważ istotnym uzupełnieniem polityki demokratycznej i wolnej ekonomii jest żywa publiczna kultura moralna, zdolna formować obywateli, dzięki którym wynikiem działania tych niezwykłych systemów jest wolność, sprawiedliwość, dostatek, solidarność i inne elementy ludzkiego rozwoju w sferze publicznej.
Historia trwa, ponieważ wielkim wyzwaniem w ciągu dziejów nie jest stworzenie maszyny demokracji i wolnego rynku. Jakkolwiek te zadania mogą być trudne w pewnych okolicznościach, to większym wyzwaniem jest pielęgnowanie publicznej kultury moralnej, uosabianej przez instytucje społeczeństwa obywatelskiego, które uszlachetniają polityczną i gospodarczą wolność. Zapobiegają również temu, by maszyna demokracji i wolnej gospodarki popadła w stagnację lub – co gorsza – zdemoralizowała samych obywateli: mężczyzn i kobiety, od których ostatecznie zależy przyszłość wolności”.
Z perspektywy katolickiej nauki społecznej, demokratyczna samorządność nie jest konieczna, jest jedynie opcją; i ta opcja nigdy nie powinna być brana za oczywistość. Nawet ugruntowane demokracje mogą ulegać rozkładowi, aż do sytuacji, gdy to, co Benedykt XVI nazwał „dyktaturą relatywizmu” (jakim jest stosowanie przymusu państwowego, aby narzucić reżim libertyńskiego stylu życia w imię tolerancji, przy jednoczesnej marginalizacji tych, którzy sprzeciwiają się temu w imię klasycznej prawdy moralnej), staje się realnym i niepokojącym zagrożeniem. Takie zagrożenie zdominowało niektóre części Europy. Nie można wykluczyć, że nastanie i w Stanach Zjednoczonych.
Konieczna jest pewna masa krytyczna obywateli, żyjących według konkretnych nawyków umysłu i serca, aby demokracja i wolny rynek działały właściwie. Formowanie tych nawyków jest istotnym zadaniem wolnych stowarzyszeń społeczeństwa obywatelskiego, a Kościół odgrywa kluczową rolę w kształtowaniu pojęć moralnych, które inspirują owe wolne stowarzyszenia. Historia trwa, ponieważ zadanie formowania prawych obywateli, dzięki którym wolność prawidłowo funkcjonuje, nigdy się nie kończy.
George Weigel jest członkiem Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie
George Weigel